Wszyscy wokół zazdroszczą im sukcesu lub stawiają ich jako wzór do naśladowania, a oni ciągle obawiają się, że zostaną nakryci na niewiedzy, niewystarczających umiejętnościach albo wskazani palcem jako ci, którzy życiowe powodzenie zawdzięczają wyłącznie przypadkowi. O kim mowa? O osobach, które dotknął tak zwany syndrom mistyfikatora. Jeśli kiedykolwiek zdarzyło Ci się pomyśleć: „Pewnego dnia inni odkryją, że tak naprawdę nie jestem tak dobry, jak o mnie myślą” jesteś jednym z nich, a zarazem znalazłeś się w doskonałym towarzystwie. Okazuje się bowiem, że wielu naprawdę wybitnych ludzi boryka się z niewiarą we własne umiejętności.
Przeciwieństwo Dyzmy
—
Termin „syndrom mistyfikatora” psychologowie ukuli w latach 80. ubiegłego wieku i uważają, że jest on dość powszechny – na pewnych etapach życia dotyka większość z nas. Paradoksalnie może go wywołać nagły sukces, w który trudno nam uwierzyć. Zadziwiające, jak wielu z nas, a dotyczy to w szczególności kobiet, bez wahania przyjmuje na siebie winę za swoje niepowodzenia, a nie dostrzega swoich zasług i umiejętności, które doprowadziły do pozytywnych rezultatów (takich jak awans, zdobycie nagrody, wzbogacenie się, szacunek i podziw otoczenia).
Takie osoby można scharakteryzować jako przeciwieństwo Nikodema Dyzmy z niezapomnianej powieści Dołęgi-Mostowicza. On bowiem nie miał najmniejszych skrupułów, aby wykorzystywać nadarzające się okazje i żadna refleksja nad brakiem kompetencji nie zakłócała jego spokoju i pełnego zadowolenia z siebie. Warto również zauważyć, że nie grzeszył zbyt wysoką inteligencją. Tymczasem osoby, które dotyka syndrom mistyfikatora, zazwyczaj są inteligentne, skłonne do analizowania i wrażliwe na opinie innych. Dlatego nawet w pełni zasłużone sukcesy, na które pracowali latami, budzą w nich wątpliwości, a nawet wywołują poczucie winy. W dodatku żyją w strachu, że ktoś ich w końcu „zdemaskuje” i głośno powie, że nie zasłużyli.
Przykłady znanych osób, które borykają się z tym problemem, można mnożyć. Podczas gdy my wpatrujemy się z podziwem w aktorów, pisarzy czy artystów, oni często uważają swoją pracę za niewystarczająco dobrą i nie potrafią zrozumieć zachwytu, jaki wzbudza w odbiorcach. Kate Winslet, laureatka Oscara, przyznała kiedyś: „Obudziłam się rano przed wyjściem na sesję zdjęciową i pomyślałam – nie mogę tego zrobić, jestem oszustką!” Maya Angelou, wielokrotnie nagradzana za osiągnięcia w różnych dziedzinach, wydała 11 książek, ale jak sama mówi: „Za każdym razem myślałam – aha, teraz się zorientują! Udawało mi się wszystkich ograć, a teraz mnie zdemaskują”. Z podobnymi uczuciami mierzą się nawet ludzie biznesu, jak na przykład Liz Bingham, wspólniczka zarządzająca międzynarodowym koncernem Ernst & Young, która powtarzała sobie: „Co Ty tu robisz? Jak Ci się wydaje, co Ty tu robisz? W końcu się zorientują.”
Ty to masz szczęście!
—
Osoby dotknięte syndromem mistyfikatora przyczyn swoich sukcesów upatrują w czynnikach zewnętrznych. Zwykle myślą o sobie jako o szczęściarzach, którym „się udało” przez przypadek, wręcz niechcący. Nie doceniają swojego wkładu, podejrzliwie reagują na pochwały, ciągle zaniżając swoją wartość. Przyczyn takiego stanu rzeczy można oczywiście szukać w dzieciństwie. Jeśli rodzice czy nauczyciele powtarzają dziecku „Znowu Ci się udało”, „Ty to masz szczęście” albo „Mogłeś to zrobić lepiej” mają spore szanse na wychowanie przyszłego mistyfikatora. Zbyt wysokie wymagania i niedocenianie mniejszych osiągnięć powodują, że nie umiemy cieszyć się z sukcesów, bo wydaje nam się, że na nie nie zasłużyliśmy. Również wbijane nam do głowy przekonanie, że jesteśmy świetni tylko w jednej dziedzinie życia, na przykład w sporcie, powoduje, że nawet kiedy spisujemy się doskonale również na innym polu, trudno nam uwierzyć w swoje umiejętności.
Nie obniżać poprzeczki
—
W skrajnych przypadkach taki głęboko ukrywany brak wiary w siebie może skutkować niechęcią do ryzyka i podejmowania nowych wyzwań w obawie że „się wyda”. Nie warto jednak obniżać sobie poprzeczki – lepiej raz na zawsze rozprawić się z syndromem mistyfikatora i, po prostu, wziąć odpowiedzialność za swoje sukcesy tak samo jak za porażki. Warto więc poszukać możliwości rzetelnej oceny naszych cech i zdolności, w które wątpimy i realistycznie spojrzeć na przyczyny swoich sukcesów. Pomocne może być spisanie na kartce wszystkich działań, które doprowadziły na przykład do znalezienia nowej, lepszej pracy. Nie zdarzyło się to przypadkiem – zawdzięczasz ją swoim umiejętnościom, doświadczeniu, godzinach spędzonych na nauce i tak dalej.
Jak pisze Margie Warrell w książce „Stop Playing Safe”, niewychodzenie poza strefę komfortu z powodu braku wiary w siebie ma dwojakie konsekwencje. Z jednej strony czujemy się bezpiecznie i eliminujemy ryzyko „odkrycia”, z drugiej jednak ryzykujemy, że nigdy nie dowiemy się, na co naprawdę nas stać i jak bardzo jesteśmy wartościowi.
Wiem, że nic nie wiem
—
Aby poradzić sobie z syndromem mistyfikatora, trzeba zaakceptować fakt, że nikt z nas nie jest perfekcyjny. Inaczej rzecz ujmując, nie musisz być Einsteinem, żeby wnieść coś wartościowego w życie swoje i innych ludzi. Dobrze jest mieć świadomość swoich ograniczeń i zdawać sobie sprawę, że nie wiemy wszystkiego (i nigdy nie będziemy wiedzieli), ale nie można pozwolić, aby ta świadomość podcinała nam skrzydła. Faktem jest, że im więcej wiemy, tym więcej zauważamy obszarów, w których nasza wiedza wymaga uzupełnienia. Jest to naturalne, w końcu człowiek uczy się przez całe życie. Przez całe życie, czy to prywatne, czy zawodowe, dążymy do doskonałości, której nigdy nie osiągniemy, ale z biegiem czasu będziemy coraz lepsi. Dotyczy to wszystkich. Jeśli więc osoby z Twojego otoczenia uważają Cię za eksperta w danej dziedzinie, prawdopodobnie jesteś ekspertem, chociaż zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz wszystkiego.
Przestań porównywać
—
Porównywanie się do innych to jeden z najgorszych zwyczajów, który zwykle prowadzi jedynie do frustracji. Zawsze znajdzie się ktoś, kto naszym zdaniem jest ładniejszy, zdolniejszy, lepiej wykształcony czy bardziej obyty w świecie niż my sami. To świetne paliwo dla mistyfikatora, który ciągle uważa, że setki innych osób lepiej wykonałyby jego pracę i że, w związku z tym, znalazł się tam gdzie jest czystym przypadkiem.
Prawda jest taka, że podczas gdy taka osoba zazdrości współpracownikowi pewności siebie, sąsiadowi umiejętności opowiadania, a przyjaciółce żywiołowości, oni zazdroszczą mu na przykład umiejętności analitycznego myślenia albo inteligencji. Dlatego mierzenie swoich osiągnięć miarą osiągnięć innych jest pozbawione sensu. Każdy wnosi jakąś wartość – trzeba to dostrzec i rozwijać, zamiast myśleć „Gdybym tylko był tak dowcipny / inteligentny / kreatywny jak…”
Celebruj osiągnięcia
—
Pozwól sobie na świętowanie niekoniecznie spektakularnych sukcesów w gronie rodziny i przyjaciół. Przyjmuj ich pochwały i wyrazy uznania, zamiast doszukiwać się drugiego dna. Daj sobie czas na oswojenie się z nagłym sukcesem i – po prostu – bądź z siebie dumny. Nawet nie zauważysz, kiedy dręczący Cię brak wiary w siebie zniknie i poczujesz się właściwą osobą na właściwym miejscu.
●
Źródła:
http://www.forbes.com/sites/margiewarrell/2014/04/03/impostor-syndrome/
http://www.strefapsyche.swps.pl/2013/12/dylemat-mistyfikatora-oszukujesz-siebie.html