Słyszysz głosy? Nie przejmuj się, to raczej nie jest objaw schizofrenii. Wewnętrznym głosem, zwanym też krytykiem, dysponuje każdy z nas. Tak, tak, to ten od „zajmij się wreszcie pracą” i „jak zwykle wyglądasz okropnie”. Dopóki trzymamy go w ryzach, może być całkiem przydatny, ułatwiając samokontrolę i powstrzymując nas od zadufania. Kiedy jednak wymknie się spod kontroli, bywa naprawdę niebezpieczny…
Adam doświadczył tego na własnej skórze, wielokrotnie zresztą. W szkole wewnętrzny krytyk skutecznie wpędzał go w kompleksy i bojkotował wszelkie próby wybicia się ponad przeciętność. „Ty i olimpiada matematyczna? Zwariowałeś?”, „Nic dziwnego, że żadna dziewczyna nie chce się z Tobą umówić, skoro masz takie pryszcze”. Na studiach nie było lepiej – to był w ogóle cud, że Adam zdał maturę, bo do ostatniej chwili wahał się, czy w ogóle do niej podejść – za bardzo bał się ośmieszyć w razie, gdyby nie zdał. Nie poszedł na wymarzony kierunek z tego samego powodu. Po studiach nie mógł znaleźć pracy, bo wewnętrzny głos w każdym ogłoszeniu znajdował wymagania, których Adam nie spełniał – jego zdaniem oczywiście. Kiedy znajomy zaproponował mu współpracę z firmą MLM, pierwsze co powiedział krytyk, to: „Ty i kontakt z ludźmi? Na pewno nikt od Ciebie nic nie kupi, nie mówiąc już o rekrutowaniu innych – kto by chciał z Tobą pracować?”
Na osi samooceny
—
Adam jest z pewnością skrajnym przykładem destrukcyjnej siły wewnętrznego krytyka. Na osi samooceny umieścilibyśmy go bardzo nisko, jako osobę, której zupełnie brak pewności siebie. W związku z tym wewnętrzny krytyk ma ogromne pole do popisu, a Adam nawet nie próbuje z nim dyskutować, pokornie usuwając się w cień i przepuszczając kolejne życiowe szanse. Nawet gdy osoby z jego otoczenia starają się mu pokazać jego zalety, sterroryzowany Adam uważa, że robią to z litości i nie mają racji. Nie potrafi przyjmować pochwał, a każde wyzwanie go paraliżuje.
Na drugim końcu skali samooceny znajdują się osoby, które nie dopuszczają do siebie żadnych krytycznych uwag, ani z wewnątrz, ani z zewnątrz. Myślą o sobie „Zasłużyłem na to”, „Jestem najlepszy, a wokoło sami idioci”, „To nie moja wina”. Uważają, że nigdy się nie mylą, a na słowa krytyki reagują agresją. Rzecz jasna współpraca z taką osobą do łatwych i miłych nie należy, ponieważ o wszystkie błędy obwinia ona innych, a zasługi przypisuje wyłącznie sobie. Zazwyczaj jednak tak skrajna postawa jest wynikiem zagłuszania wewnętrznej niepewności.
Większość z nas znajduje się gdzieś pomiędzy, znamy swoje mocne i słabe strony, lepiej lub gorzej radzimy sobie z opiniami otoczenia na nasz temat, krytyką czy przyjmowaniem pochwał. Od czasu do czasu zdarza się jednak, że wewnętrzny krytyk odbiera nam wiarę w siebie i torpeduje nasze pomysły. Wolimy się z nimi nie wychylać, bo nie jesteśmy przekonani o ich wartości. Często taki wewnętrzny głos powstrzymuje nas przed robieniem kariery czy zmianą pracy, nawet jeśli obecna nam nie odpowiada. Wolimy pozostać w strefie komfortu, słuchając głosu, który wmawia nam, że nie warto próbować, bo i tak się nie uda.
Dobry menadżer i lider zespołu nie może nie wierzyć w siebie; na osi samooceny powinien plasować się w górnej połowie. Tylko wtedy może pociągnąć za sobą ludzi, przekonać ich do swoich pomysłów, kiedy sam nie ma wątpliwości. Lider, który zbyt często dopuszcza do głosu wewnętrznego krytyka, waha się, nie jest pewny swego – a inni natychmiast to wyczują i sami nabiorą wątpliwości. Z drugiej jednak strony zbytnia pewność siebie może być mylona z arogancją. Menadżer, który nie umie przyjąć krytyki, a na wszelkie próby podjęcia dyskusji reaguje wybuchowo, również nie zdobędzie zaufania zespołu. Prawdziwą sztuką jest znaleźć złoty środek.
Spirala negatywnych myśli
—
Przesadne przejmowanie się głosem samokrytyki i brak dystansu niosą ze sobą negatywne skutki. Podczas pierwszego w życiu spotkania z klientem Adamowi nie udało się nic sprzedać. Wewnętrzny krytyk tryumfował: „A nie mówiłam, że nic z tego nie będzie?!” Na kolejne spotkanie Adam szedł jeszcze bardziej zestresowany i niepewny siebie, trzęsły mu się ręce i wyglądał chorobliwie blado. Nic więc dziwnego, że kolejnego potencjalnego klienta również nie udało mu się przekonać. Tak powstaje błędne koło, z którego coraz trudniej się wyrwać, a każda porażka, zamiast skłaniać do refleksji i wyciągnięcia wniosków na przyszłość, tylko utwierdza w przekonaniu, że „jesteśmy do niczego”.
Zamiast skupiać się na negatywach, warto poszukać plusów. W końcu nie każdy jest urodzonym sprzedawcą, ale wszystkiego można się nauczyć, a jedna odmowa to jeszcze nie koniec świata. Nasze wewnętrzne nastawienie ma ogromny wpływ na efektywność. Nie pozwólmy, aby wewnętrzny krytyk stanął na drodze do naszego sukcesu.
Oswoić krytyka
—
Co zatem powinien zrobić Adam, aby uporać się z własną zaniżoną samooceną? Po pierwsze, uważnie przysłuchiwać się swojemu wewnętrznemu głosowi i zastanowić się, czy kogoś mu on nie przypomina. Wymagającego i zawsze niezadowolonego ojca, nauczyciela, a może innego autorytetu? Często wewnętrzny krytyk czerpie z naszego otoczenia, żywi się krytycznymi uwagami innych i w nieskończoność je odtwarza, często dodatkowo wyolbrzymiając, niczym zdartą płytę.
Po drugie, zdania wygłaszane przez wewnętrzny głos można zapisywać. A następnie szukać kontrargumentów. Czy naprawdę nigdy nic Ci się nie udaje? Obok tak sformułowanej tezy wypisz wszystkie sytuacje, w których osiągnąłeś zamierzony cel. Uzbrojenie się w argumenty to pierwszy krok do podjęcia dyskusji z wewnętrznym głosem. Następnym razem, kiedy usłyszysz jego bezlitosne uwagi, będziesz mógł je odeprzeć. Pomóc mogą również przyjaciele i rodzina – zapytaj ich o swoje mocne punkty, przyjmuj pochwały zamiast od razu je negować.
Trzeci sposób jest naprawdę zabawny, może nawet wydać się mało poważny, ale liczy się skuteczność. Nadętego wewnętrznego krytyka trzeba przekłuć jak balon, ośmieszyć, zdystansować się. W tym celu użyj tego, co podpowiada Ci wyobraźnia – każ mu mówić głosem Kaczora Donalda, w zwolnionym lub przyspieszonym tempie, zwizualizuj go jako smerfa Marudę albo starą wiedźmę z krzywym nosem i obowiązkową brodawką. Będzie Ci łatwiej zignorować jego „porady”.
Po czwarte, poszukaj pozytywnych stron. Wewnętrzny krytyk ma swoją rolę do spełnienia – może nas motywować do pracy nad sobą, uczciwej samooceny, chronić przed ośmieszeniem się. Dlatego czasem warto dopuścić go do głosu i zastanowić się, czy przypadkiem nie ma racji. Często próbuje Cię chronić, na przykład przed własną brawurą – może rzeczywiście nie warto wychodzić w zimie samemu w góry, albo pędzić motorem 200 km na godzinę?
Wewnętrznego krytyka można, przy odrobinie wysiłku, przekształcić w osobistego doradcę, który przedstawi nam plusy i minusy każdego przedsięwzięcia, zawsze dostępnego partnera do dyskusji i prywatnego motywatora, który przypomni, że zamiast siedzieć przed telewizorem lepiej pójść na spacer albo zrobić cos pożytecznego. W końcu jego zadaniem jest dbanie o nasze interesy, a nie bojkotowanie ich. Ostateczna decyzja należy jednak do Ciebie.
Źródła:
http://coaching.focus.pl/zycie/moj-przyjaciel-krytyk-410?strona=2
http://www.psychorada.pl/news,do-niczego-sie-nie-nadajesz-oto-twoj-wewnetrzny-krytyk.html