Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy do współtworzenia nowego, sobotniego cyklu pod tytułem Wasze prawdziwe historie. Zdarzyło Ci się coś zabawnego, masz do opowiedzenia historię związaną ze sprzedażą, marketingiem sieciowym, wspomnienie z ciekawego spotkania? Opisz w mailu swoją przygodę i wyślij do nas na adres biuro@rankingmlm.com. Najciekawsze opowieści będziemy sukcesywnie publikowali na naszym portalu. Najlepsi autorzy zostaną nagrodzeni. Poniżej publikujemy pierwszą z historii, nadesłaną przez Czytelnika Rankingu MLM, który zainspirował nas do stworzenia tego cyklu. Autorowi tekstu wysyłamy nagrodę niespodziankę!
Redakcja
Dzień z życia sprzedawcy bezpośredniego
6:00 – Wstaję rano z nadzieją, że wczesna godzina podziała na mnie motywująco. Nie wyspałem się wcale: oglądałem do późna telewizję. Idę zrobić sobie kawę, ale oczy zamykają mi się same. Powtarzam sobie w myślach moją ulubioną sentencję: Człowiek ma w życiu albo wymówki, albo wyniki.
Wyjdę chyba na krótki jogging. Nie mam jednak zbyt wiele czasu – notatki z terminarza wykrzykują umówione miejsca spotkań już od dziewiątej rano. Paskudna pogoda wcale nie sprawia, że wyjście na dwór jest prostsze. Jak szaro może dzisiaj być? W skali od 1 do 10 mamy mocną ósemkę. Ubieram dres i wychodzę; później szybki prysznic i do dzieła! Mam nadzieję, że krążenie krwi po wysiłku fizycznym wróci mi do normy;
10:30 – Już po pierwszym spotkaniu. Niestety nie miałem tym razem szczęścia. Mój klient to zdecydowanie typ zająca – nastawiony na bezpieczeństwo, żadnego ryzyka. Unikał ze mną kontaktu wzrokowego jak tylko mógł! Widać nie czuł się komfortowo, że rozmowa odbywa się w jego domu. Obawiał się zarówno mnie, jak i podjęcia decyzji o zakupie. Oczywiście dostrzegł wszelkie przeszkody, zarówno te realne jak zupełnie nieprawdziwe. Cóż począć? Byłem tak delikatny, jak tylko potrafię, starałem się nie narzucać, żeby nie spłoszyć mojego zajączka. Ale i tak spłoszył się sam. Zmarnowane półtora godziny! Na pewno później będzie tylko lepiej.
12:30 – Bez komentarza. Tym razem trafił mi się niemiły krzykacz. Też nie udało się nic sprzedać, za to wyszedłem z konfliktu obronną ręką. Przynajmniej ja tak myślę. Zrobiłem sobie 30 minut przerwy, aby wykonać parę telefonów przy kawie.
16.00 – Dwa spotkania później – wreszcie sukces! Sprzedałem rodzinny pakiet! Zapobiegliwie wyliczam prowizję. Zasłużyłem na porządny obiad w Centrum. Wsiadam do samochodu, nucę sobie radośnie: Always look on the bright side of life… a za szybą mandat za parkowanie. To znak, że na dzisiaj już chyba dosyć. Wracam do domu przygnębiony. Pomóc może mi już tylko głupia komedia w telewizji albo wielki, tłusty hamburger. Ponoć od czasu do czasu każdy ma taki dzień. Ktoś mądry powiedział kiedyś: Trzeba mieć wielkie cele, by nie poddać się przygnębieniu z powodu małych niepowodzeń.
Sprzedawca Bezpośredni