Była wyróżniona jako jeden z najlepiej rokujących dyrektorów banku. Jednak zrezygnowała z dalszej kariery w bankowości na rzecz utworzenia firmy MLM, którą dzisiaj zarządza. Umie bardzo dobrze godzić pracę zawodową z życiem rodzinnym. Swoimi doświadczeniami chce się podzielić organizując ogólnopolską akcję aktywizacji zawodowej kobiet.
Wzięła Pani odpowiedzialność za swoje życie u progu dorosłości. Proszę coś więcej o tym powiedzieć.
Mój tata był żołnierzem zawodowym, co powodowało, że często się przeprowadzaliśmy. Nie było to dla mnie łatwe. Jednak z perspektywy czasu uważam, że częste zmiany pozytywnie wpłynęły na moje postrzeganie świata. Obecnie nie boję się zmian i łatwo przystosowuję się do nowych miejsc, sytuacji i zdarzeń. Od 17-go roku życia, wraz z siostrą, miałam możliwość wyjeżdżania na wakacje do Londynu w celu nauki języka i oczywiście zarabiania pieniędzy. Mimo, że jeszcze wtedy nie byliśmy w Unii Europejskiej, zatem nie było pozwolenia na pracę. To dopiero było wyzwanie. Byłyśmy w wielkim mieście, zdane tylko na siebie i to od naszej determinacji oraz pomysłowości zależało, gdzie pracowałyśmy, mieszkałyśmy i uczyłyśmy się języka. To była prawdziwa szkoła życia. Polecam takie wyzwania, gdyż w trudnych warunkach kształtuje się charakter.
Skąd zrodziło się w Pani zainteresowanie ekonomią?
W szkole miałam dryg do nauki języków obcych i matematyki. W wyborze studiów pomógł mi tata sugerując, że warto wybrać studia, a zatem zawód, który będzie stabilny i pozwoli mi godziwie zarobić. Pamiętam, że powiedział: Monika, jesteś dobra z matematyki – co powiesz o pracy w banku? Banki zawsze były, są i będą. Ponieważ moja starsza siostra studiowała już wtedy marketing na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, wybrałam tę samą uczelnię, tylko inny kierunek – bankowość. I tak zaczęła się moja przygoda z ekonomią.
W jakich okolicznościach rozpoczęła Pani pracę w banku?
Na czwartym roku studiów promotor zaproponował nam miesięczne, bezpłatne praktyki w Banku BPH. Z całej grupy zgłosiłam się tylko ja. Mimo, że były to moje ostatnie wakacje i musiałam zrezygnować z wyjazdu do Anglii, uznałam, że warto zacząć zdobywać doświadczenie. Nie pomyliłam się. Po miesiącu praktyk okazało się, że uznano mnie za najlepszą praktykantkę w dziejach tego oddziału i wystawiono mi świetne referencje. Dwa miesiące później dostałam posadę asystenta dyrektora regionu tego banku. Po roku zaproponowano mi stanowisko doradcy klienta zamożnego w oddziale, w którym wcześniej miałam praktyki.
Co sprawiło, że awansowała Pani na stanowisko regionalnego dyrektora sprzedaży?
Sądzę, że moje podejście do klienta, konsekwencja i umiejętność nawiązywania długotrwałych relacji z ludźmi. Po trzech latach pracy z klientami zamożnymi awansowałam na koordynatora oddziału banku. Po kolejnych czterech miesiącach zostałam dyrektorem oddziału. Dwa i pół roku później zaproponowano mi objęcie stanowiska dyrektora ds. sprzedaży regionu wielkopolska Banku SEB. Był to wchodzący na polski rynek szwedzki bank skupiający się na obsłudze klientów private banking, z aktywami powyżej 500 tys. zł. Moim zadaniem było zbudowanie jego oddziału w regionie Wielkopolski.
Jest Pani osobą kreatywną. To rzecz nabyta czy wyuczona?
Wydaje mi się, że to cecha wrodzona. Zawsze miałam mnóstwo pomysłów. Już pracując w banku wprowadzałam swoje wizje ulotek marketingowych. Jestem praktykiem i codziennie obcując z klientami staram się rozmawiać z nimi językiem zrozumiałym. Niestety często ulotki przygotowywane przez teoretyków, którzy najczęściej pracują w dziale marketingu, są zbyt obszerne i mało czytelne. Z doświadczenia wiem, że w prostocie siła.
Dlaczego zrezygnowała Pani z dalszej kariery w bankowości na rzecz wprowadzenia na rynek i kierowania nową firmą w branży MLM?
Pomysł wprowadzenia na rynek marki Jean Veer wydał mi się niezwykłym wyzwaniem i sprawdzeniem swoich możliwości. W banku, do którego wciąż mam sentyment, miałam wyznaczone plany, zadania i schematy, których musiałam się trzymać. W Jean Veer pojawiła się możliwość stworzenia firmy od podstaw, według wizji prezesów i mojej. Największym atutem tego przedsięwzięcia jest to, że firma jest na bieżąco tworzona i udoskonalana zgodnie z oczekiwaniami rynku, naszych konsultantów i menadżerów. Naszym celem jest stworzenie firmy, która będzie łączyła w sobie wszystkie najlepsze cechy sprzedaży tradycyjnej, bezpośredniej i marketingu wielopoziomowego.
W jaki sposób zdobywała Pani wiedzę o marketingu wielopoziomowym?
Na początku był to Internet i literatura. Jednak szybko zdecydowaliśmy się nawiązać współpracę konsultingową z liderami i trenerami firm MLM. Natomiast krokiem milowym okazały się podjęte przeze mnie studia podyplomowe z Marketingu Bezpośredniego i Mikroprzedsiębiorczości na WSB we Wrocławiu, które właśnie kończę. To tam dowiedziałam się, czym naprawdę jest marketing wielopoziomowy, o co w nim chodzi, jakimi regułami się kieruje, jacy ludzie w nim pracują, czego oczekują, co dostają i z czym się zmagają.
Czym wyróżnia się firma Jean Veer?
Prostotą. Informacje, które zdobyłam przez te dwa lata na temat MLM utwierdziły mnie w przekonaniu, że osoby działające w tej branży często mają problem ze zrozumieniem planu marketingowego obowiązującego w ich firmach. To przekłada się na ich wyniki finansowe i motywację. Dlatego my postawiliśmy na prosty system wynagradzania i budowania zespołu. U nas nie ma przeliczania na punkty – wszystko podajemy kwotowo – tak, aby każdy mógł sobie wyliczyć, ile może zarobić przy określonym nakładzie czasu i pracy.
Prostota przejawia się również w samym produkcie. Otóż oferujemy wody perfumowane, czyli produkt, który używają wszyscy, zawsze i wszędzie. Jednak mało kto wie, jak go nanosić i dobierać. A przecież zapach jest wizytówką człowieka. Warto więc świadomie z niego korzystać.
Uważa Pani, że indywidualne podejście do klienta nie powinno dotyczyć wyłącznie klientów zamożnych. Proszę coś więcej o tym powiedzieć.
W dzisiejszych czasach klient jest dużo bardziej świadomy i wymagający niż jeszcze kilka lat temu. Niestety sprzedawcy wciąż skupiają się głównie na pojemności portfela klienta – im grubszy, tym lepszy klient. Nic bardziej mylnego. Praca z osobami zamożnymi nauczyła mnie, że do każdego należy podchodzić indywidualnie, by w pełni zaspokoić jego potrzeby. Tylko wtedy uda nam się nawiązać długotrwałe i owocne relacje. Bo przecież klient to też ja, a zatem obsługuję go tak, jak sama chcę być obsłużona. Jeśli klient nie będzie zadowolony, odejdzie, a bez klienta nie będzie firmy.
Umie Pani dobrze łączyć życie zawodowe i prywatne. Jak to się Pani udaje, zważywszy na to, że działalność biznesowa jest dziedziną, która wymaga dużego zaangażowania?
Dziś z dumą mogę stwierdzić, że rzeczywiście udało mi się pogodzić te dwie sfery życia. Jednak musiałam do tego dorosnąć i przewartościować różne rzeczy. Od pierwszych kroków kariery zawodowej byłam bardzo zaangażowana, zostawałam po godzinach, jeździłam w delegacje i dzięki temu dość szybko awansowałam. Wszystko zaczęło zmieniać się pięć lat temu, gdy urodziłam córeczkę. Sama praca, okupiona długimi godzinami bez dziecka, przestała mi wystarczać. Uświadomiłam sobie, że jako kobieta jestem zatrudniona na dwóch etatach: matki i bizneswoman. A zatem postanowiłam pogodzić te dwa zajęcia. Dwa lata temu, gdy na świat przyszedł mój synek, w konsultacji z mężem, postanowiłam zmienić pracę. Wprowadzając nową markę na rynek tak zorganizowałam sobie czas pracy, że godzę ją z rodziną, studiami i siłownią. Jednak nie udałoby mi się to bez wsparcia mojego męża. To dzięki jego pomocy mogłam podjąć studia podyplomowe we Wrocławiu, a wieczorami, kiedy dzieci śpią, idę na siłownię.
Czy Pani zdaniem odnoszenie sukcesów zawodowych, biznesowych może być zagrożeniem dla pozycji męża w związku?
Jest to trudne pytanie i chyba warto zapytać o to bezpośrednio mężczyzn, np. mojego męża. Mam to szczęście, że mój mąż również odnosi sukcesy zawodowe. Dlatego wzajemnie wspieramy się w naszych przedsięwzięciach biznesowych. Warto jednak zaznaczyć, że każdy związek jest inny i zdarza się, że urażona duma męża nie akceptuje dominacji finansowej kobiety. Nie ma złotego środka. Moim zdaniem podstawą jest rozmowa, partnerstwo, wspólny cel i wsparcie.
Rozpoczyna Pani ogólnopolską akcję aktywizacji zawodowej kobiet. Na czym ona polega?
Zależy mi, aby uświadomić kobietom, że w dzisiejszych czasach warto wziąć życie w swoje ręce i być niezależną. W moim przypadku było ryzyko, że za bardzo skupię się na karierze. U wielu kobiet występuje obawa, że skoro wychowują dzieci i prowadzą dom, to nie znajdą już czasu, aby pogodzić to z życiem zawodowym. Zamierzam pokazać kobietom, że wcale nie trzeba dokonywać wyboru między rodziną, a pracą. Moja przygoda z marketingiem wielopoziomowym jest przykładem na to, że można to pogodzić z korzyścią dla wszystkich.
Co Pani zdaniem może się przyczynić do tego, aby kobiety miały większe możliwości rozwoju kariery zawodowej?
Oto kilka czynników:
Ogólnie dostępna informacja. Często nie podejmujemy pewnych działań i wyzwań tylko dlatego, że nie wiemy, jak się za nie zabrać.
Zmiana mentalności. To trudne zadanie, jednak warte wysiłku. Od pokoleń mamy wpajany pogląd, że to mężczyzna przynosi pieniądze, a kobieta zajmuje się domem i wychowaniem dzieci. Jednak czasy się zmieniły, pojawiło się równouprawnienie, kobiety są wykształcone, świadome i gotowe zarabiać pieniądze. Często wręcz, dzięki wrodzonym zdolnościom w komunikacji, są dużo lepszymi sprzedawcami niż mężczyźni. Dlaczego zatem nie miałyby pomóc partnerom powiększyć ich budżet domowy?
Wsparcie partnera. Warto przekonać męża, partnera, że dzięki współpracy można osiągnąć więcej. Po pierwsze w sferze finansowej, po drugie uczuciowej. Dzięki pracy wzrasta nasze poczucie wartości, czujemy się równowartościowym członkiem rodziny i takie dobre samopoczucie przenosimy do domu. Badania dowodzą, że dzieci są szczęśliwe, jeśli ich mamy są spełnione zawodowo i prywatnie. Jednak, aby to się udało, niezbędna jest pomoc partnera w obowiązkach domowych.
Codziennie ogląda Pani wieczorne programy informacyjne. Niektórzy uważają, że to strata czasu i że skupiają się one na przekazywaniu informacji o negatywnym wydźwięku, co źle wpływa na podtrzymywanie i rozwijanie pozytywnego nastawienia do świata. Jak Pani na to się zapatruje?
To prawda. Dzień zaczynam i kończę programami informacyjnymi różnych stacji telewizyjnych, radiowych. Czy to strata czasu? Uważam, że nie. Stanowią one dla mnie źródło informacji niezbędnych w podejmowaniu przeróżnych decyzji. Dla przykładu, mimo, że od dwóch lat nie pracuję w banku, codziennie śledzę kurs franka szwajcarskiego. Dlaczego? Posiadam kredyt hipoteczny na dom w tej właśnie walucie i chcę wiedzieć, czy nie powinnam go przewalutować. Jednak do podjęcia tej decyzji nie wystarczy mi poziom kursu lecz również pogląd na sytuację w kraju i na świecie, aby przewidzieć, co może się zdarzyć. Nie każdy wie, że np. powodzie, katastrofy, wojny, bankructwa banków, krajów, itp. mają wpływ nawet na cenę naszego cukru czy paliw! Jeśli chodzi natomiast o pozytywne nastawienie do świata, to zależy ono wyłącznie ode mnie. Nauczyłam się dystansować do emocjonalnego zabarwienia informacji przekazywanych w mediach. Ważne, aby mieć obiektywny pogląd na dane wydarzenie, dlatego śledzę różne stacje.
Kocha Pani taniec. Pierwsza Pani wchodzi na parkiet i ostatnia schodzi. Co daje Pani taniec?
Energię, relaks, szczęście, poczucie wolności… Trudno wyrazić to słowami. Warto zobaczyć mnie w akcji. Podobno zarażam euforią i porywam do tańca.
Z Moniką Woźniak rozmawiał Tomek Nawrot
Monika Woźniak ukończyła bankowość na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Jest absolwentką podyplomowych studiów z Marketingu Bezpośredniego i Mikroprzedsiębiorczości na WSB we Wrocławiu. Pracowała na stanowiskach dyrektora oddziału i dyrektora ds. sprzedaży w banku. Tworzyła firmę marketingu sieciowego Jean Veer. Obecnie jest w niej dyrektorem ds. sprzedaży. Żona i matka dwojga dzieci. Jej zainteresowania to ekonomia, polityka, fitness i taniec.