Po siedmiu latach od pierwszej styczności z MLM-em zdecydował się na współpracę z firmą, która działała w tym systemie. Choć oczami wyobrażni widział się już w luksusowym aucie i na zagranicznych wycieczkach, to nie dowierzał, że osiągnie to właśnie w marketingu sieciowym. Dziś pnie się po szczeblach planu marketingowego jednej z najważniejszych firm sektora MLM na świecie. O zawodowej drodze, „praniu mózgu” i definicjach sukcesu z Markiem Kalkowskim rozmawia Marek Łuszczki.
Jak zaczęła się twoja kariera zawodowa?
Cała moja kariera zaczęła się w Elblągu od pracy etatowej. Z wykształcenia jestem informatykiem i taka też była moja pierwsza praca, jako informatyk w sądzie, gdzie administrowałem siecią komputerową. Później przeprowadziłem się z żoną do Gdańska, gdzie podjąłem pracę w banku, również jako informatyk. Wtedy też zaczęła się moja kariera po kolejnych szczeblach, jak to w korporacji. Muszę jednak przyznać, że etat nie był nigdy moim ulubionym sposobem zatrudnienia. Po banku pracowałem jeszcze na etacie, ale już w bardziej elastycznym czasie pracy, następnie rozpocząłem własną działalność.
Jak dowiedziałeś się, że na świecie istnieje coś takiego, jak MLM. Jak postrzegałeś to zjawisko i jak potoczyły się twoje losy, kiedy już wszedłeś w ten temat?
Pierwszy raz dowiedziałem się o MLM-ie podczas targów budowlanych, na których wystawiała się moja firma. Podeszła do mnie wtedy pewna kobieta, która zapytała wprost czy nie chciałbym robić w życiu czegoś innego. Pomyślałem sobie – dlaczego nie? Spotkaliśmy się w hotelu, gdzie ta kobieta zaczęła mi tłumaczyć co to jest Multi Level Marketing, na czym polega jego działanie i jakie może przynieść korzyści. Zaprosiła mnie później na takie spotkanie, które nazywane było openem – organizowała je jedna ze znanych firm MLM. Pierwsza moja reakcja na tym spotkaniu była bardzo pozytywna. Pomyślałem, że to jest coś dla mnie.
Co wywołało tę reakcję?
Przedstawienie wszystkich możliwości, jakie daje marketing wielopoziomowy. Pamiętam, że na sali zebrało się około sześćdziesiąt osób. Kilka z nich wystąpiło i przedstawiło swoje osiągnięcia i to właśnie te prezentacje wydały mi się bardzo ciekawe. Oczywiście zadziałały emocje. Już wtedy widziałem siebie na wyjazdach zagranicznych czy w luksusowym samochodzie. Połknąłem haczyk.
Niektórzy nazywają to praniem mózgu, co ty na to?
Tak, tak. Słyszę często takie opinie. Osobiście podchodzę do tego w ten sposób, że jeśli ktoś ma mi wyprać mózg, bym dzięki temu więcej zarabiał, to proszę bardzo. Niech pierze! Takie mam do tego podejście. Poza tym uważam jeszcze, że praniem mózgu jest wszystko. Jeżeli włączamy telewizor o 19:30 na „Wiadomości”, to też jest pranie mózgu, ale takie niewłaściwe, bo programuje nas na takie myślenie, że świat jest niebezpieczny i wszędzie czai się zło.
I jak już ci wyprali ten mózg, to co było dalej?
Oczywiście emocje wkrótce opadły i już w domu przyszedł taki moment, że zacząłem się spokojnie zastanawiać i myśleć. Popytałem znajomych, trochę poczytałem i w efekcie tych działań cała ta sprawa wydała mi się nierealna, niemożliwa. Pomyślałem, że to jakaś piramida czy inna szkodliwa struktura. Temat zanikł aż na kilka lat.
Co sprawiło, że jednak powróciłeś do niego po latach?
To rzeczywiście był długi czas. Do tematu wróciłem aż po siedmiu latach, a bezpośrednią tego przyczyną było zdrowie mojego syna, który był alergikiem i cierpiał na kilka innych przypadłości. Wtedy trafiłem na firmę, która zajmowała się suplementami. Wprowadziła mnie do niej pewna znajoma osoba. Początkowo nie myślałem w ogóle o żadnym zarabianiu. Po prostu korzystaliśmy z produktów. Po pewnym czasie zacząłem się jednak interesować możliwością zarabiania na dystrybucji tych środków. Przetestowałem je na sobie i swojej rodzinie, wiedziałem, że są dobre, skuteczne i bezpieczne. Zapytałem tego znajomego jak mogę się wdrożyć w pracę w takim systemie i tak właśnie zaczęła się moja przygoda MLM-em, która trwa do dziś.
Początki trudne i raczej mało obiecujące, ale dziś jesteś już na wysokiej pozycji w obecnej firmie, powiedz jak do tego doszedłeś.
To może powiem z jaką firmą współpracuję, jest to polska firma FM Group. Działam z nią od szóstego maja 2009 roku, a zatem minęły już dwa lata. Jestem Amarantową Orchideą, a to oznacza drugą pozycję w drugim planie marketingowym, a patrząc od góry to jest to w sumie trzecia pozycja czyli jeszcze dwie i będzie ta najwyższa. Jak do tego doszedłem ? Dużo energii i pracy, wspaniali ludzie u mnie w grupie, bez których nie byłoby to możliwe, wiara w możliwości, jakie dake MLM, jasno i precyzyjnie określone cele.
W tradycyjnej firmie tak duży i szybki awans nie byłby chyba możliwy?
Nie ma takiej opcji, nie ma możliwości, bo – jak pewnie każdy wie – w tradycyjnej firmie awans zależy od bardzo wielu, różnych czynników, a od awansowanego zazwyczaj najmniej. Najbardziej taki awans zależy oczywiście od przełożonych, ale nie tylko. Jest przecież jeszcze bardzo wiele innych czynników, czasem bardzo słabo widocznych, od których zależy to czy pójdziemy w górę i jak szybko to nastąpi. W MLM-ie jest oczywiście inaczej. Tutaj zależy to niemal wyłącznie ode mnie, od mojego zaangażowania, od mojej pracy i oczywiście od całej grupy ludzi, z którą mam wielką przyjemność współpracować. Najbardziej w marketingu sieciowym podoba mi się właśnie to, że sukces zależy od jego autora, a nie od okoliczności.
Wymówiłeś to magiczne w MLM-ie słowo na „s” czyli „sukces”. Skoro już je wymówiłeś, to powiedz czym jest sukces, co to słowo oznacza dla ciebie?
Rzeczywiście – ile osób, tyle definicji sukcesu. Dla każdego może to oznaczać coś zupełnie innego. Dla mnie osobiście sukcesem jest to, że mogę normalnie zarabiać pieniądze, dzięki czemu jestem w stanie utrzymać swoją rodzinę i siebie, a jednocześnie mam dla tej rodziny dużo czasu, który mogę z nią spędzać. To zawsze było moim marzeniem – mieć czas dla swojej rodziny, być z nią często i długo. Przy konwencjonalnym zatrudnieniu nie było to raczej możliwe, w MLM-ie jest. Oczywiście ważny jest też sukces finansowy, ale najważniejsze jest moje wewnętrzne zadowolenie. Ja cieszę się z tego, co robię i jak żyję. To mój największy sukces.
Wspomniałeś o znaczeniu współpracy z ludźmi, z którymi razem odnosisz sukcesy. Czy w związku z tym możesz zdradzić swój własne sposób na to, jak dobierać sobie biznesowych partnerów i współpracowników?
Przede wszystkim ostatnio kładę nacisk na pracę indywidualną. Szkolenia, coachingi, seminaria – również z trenerami z zewnątrz. Indywidualna praca z człowiekiem przynosi moim zdaniem najlepsze i stosunkowo najszybsze efekty. Właśnie doskonalimy nasz system działania tak, aby był maksymalnie prosty, przejrzysty i duplikowalny. Ważne jest też wsparcie firmy. W przypadku FM Group wsparcie to jest bardzo znaczące i bardzo pomaga w budowaniu i rozwijaniu biznesu. Programy motywacyjne, takie jak choćby trwająca właśnie FMania, dopingują do zwiększania wysiłku i podnoszenia wydajności. Ja osobiście stosuję też taką zasadę, którą nazywam regułą „3S” czyli spotkania, spotkania, spotkania. W tym biznesie bez spotkań nie ma rozwoju struktury więc każdego staram się namówić, nauczyć jak te spotkania prowadzić i przekonać, że należy je prowadzić.
Chciałbym cię teraz zapytać o twoją ocenę renomy branży MLM, jaką ta cieszy się w Polsce. Czy marketing sieciowy ma dobry PR w naszym kraju?
Opinia o polskim MLM-ie nie jest najkorzystniejsza, co wynika po trosze z historii wejścia tego systemu do naszego kraju i z tego, co na samym początku się ludziom mówiło, co się obiecywało. To niekoniecznie było prawdą i nie bardzo dało się tak szybko wykonać, jak to często tym biednym ludziom wciskano. Bo było to moim zdaniem wciskanie ludziom nieprawdy, mrzonek i obiecywanie złotych gór. Obecnie oczywiście sytuacja ta zmienia się na lepsze, firmy są dostrzegane na rynku, nagradzane. Powstały branżowe media dedykowane MLM-owi. Zmienia się też w pewnym sensie świadomość społeczna odnośnie marketingu sieciowego. Ale wciąż pozostaje ten najsłabszy czyli ludzki czynnik. Jeśli ktoś komuś obiecuje, że w MLM-ie można nic nie robić i sporo zarobić, to takie zachowanie uważam za bardzo nieodpowiedzialne. Jego wynikiem jest zła opinia na temat całej branży, jako środowiska kłamliwego, które chce nabrać i wykorzystać resztę otoczenia. To jest naganne i godne ubolewania.
Na koniec zdradź nam jeszcze swoje plany dotyczące rozwoju i awansu.
Marzeniem, planem i celem jednocześnie jest osiągnięcie pozycji Złotej Orchidei bo potem będzie można już dążyć do diamentowej pozycji – dzięki temu, że osiągnę ten cel, a wierzę, że tak będzie, wybuduję dom dla dość licznej rodziny, którą posiadam, tak więc to jest mój taki już bardziej prywatny cel. A ponadto podróże, podróże i jeszcze raz podróże. Zwiedzanie takich pięknych miejsc, jak choćby to, w którym teraz rozmawiamy, a rozmawiamy w nad oceanem, w Portugalii, gdzie przyjechaliśmy na międzynarodowe szkolenie motywacyjne FM Group.
Dziękuję za rozmowę