Jeszcze raz okazało się, że jedyną stałą rzeczą w naszym życiu jest ZMIANA. A przecież większość z nas marzy o stabilizacji. Nic dziwnego, nasz mózg nie lubi zmiany, bo mózg chce nas przede wszystkim chronić, a w czasach prehistorycznych zmiana zawsze oznaczała niebezpieczeństwo. Nawet mamy specjalną strukturę w mózgu – ciało migdałowate, które usiłuje nam każdą poważniejszą zmianę „wybić z głowy”. A moje całe życie zawodowe, to tak naprawdę nieustanna zmiana. Czasami naprawdę czuję, że wsiadłem na rollercoaster i nie mogę z niego zsiąść.
Najpierw skończyłem Wydział Fizyki UW, ale już na trzecim roku poczułem, że to nie jest dokładnie to, o czym marzę, więc zacząłem studiować równolegle filozofię. Skończyłem oba wydziały i już miałem zostać na Wydziale Filozofii, jako asystent mojego ukochanego Profesora, ale Profesor trzy miesiące później zmarł!
Czułem się całkowicie zagubiony
Cały mój plan na życie posypał się, jak domek z kart. Cóż było robić? Skoro nie wyszło mi z karierą naukową, to początku szalonych lat 90. poszedłem w stronę biznesu. Nawet nie spróbuję opisać, iloma rzeczami się zajmowałem, bo to zdecydowanie przekracza ramy tego artykułu. W kwietniu 1994 pewna piękna kobieta zaprosiła mnie na kawę, która okazała się spotkaniem informacyjnym firmy networkowej. No i wsiąkłem. System MLM zafascynował mnie tak bardzo, że nawet wybaczyłem owej pięknej kobiecie inne od zakładanego przeze mnie zakończenie wieczoru.
Osiągnąłem spory sukces z moją pierwszą firmą
Byłem Top Liderem w Polsce. Pękła bańka internetowa, kiedy przyszedł kryzys w 2002 roku. Nagle wszystkie sklepy zaczęły oferować swoje produkty o 50% taniej. A myśmy sprzedawali Pakiet Przywilejów, który dawał naszym klientom zniżki. Okazało się, że ceny po naszych zniżkach są wyższe od cen w sklepach. Mówiąc w skrócie: biznes diabli wzięli, a firma zwinęła się z Polski. Trochę rozpaczałem, ale nie za długo, bo nie dawało to środków do życia i w marcu 2003 roku zaangażowałem się w kolejną firmę. Oczywiście networkową.
Tym razem do najwyższej pozycji doszedłem już po niecałych 2 latach. Koniec końców zbudowałem strukturę na 24.000 ludzi, którą generowała około 2.000.000 złotych miesięcznie. Żyłem sobie, jak pączek w maśle. Już myślałem, że tak będzie do końca moich dni, kiedy znów nadszedł kryzys, tym razem w 2008 roku. Początkowo nie miał żadnego negatywnego wpływu na biznes, wręcz przeciwnie. Na ogół pomaga on networkowi, bo ludzie z biznesu klasycznego i etatowcy, którzy do tej pory kręcili nosem na MLM, teraz stają się bardzo chętni do rozmowy i całkiem otwarci na nowe możliwości.
Gdy firma wpadła na „genialny” pomysł, żeby podwyższyć ceny o 20% w kwietniu 2009 roku, to obroty spadły mi o ponad połowę i mimo nadludzkich starań nigdy już się nie podniosły. Powalczyłem jeszcze półtora roku i mimo że zarabiałem nadal dosyć przyjemną wielokrotność średniej krajowej, postanowiłem poszukać firmy z większymi perspektywami wzrostu. Moi przyjaciele mówi mi, że jestem całkowicie nienormalny i popełniam błąd życia. Jakaż była moja satysfakcja, kiedy 6 lat później przyłączyli się do firmy, w której ja byłem Top Liderem, a oni dopiero zaczynali od zera.
Współpraca z MonaVie
W styczniu 2011 roku podpisałem umowę z MonaVie – firmą, która najszybciej w historii MLM skumulowała łączny obrót miliarda dolarów. Kolejny raz nie przenosząc struktury i zaczynając od zera, doszedłem do pozycji Blue Diamond i maksymalnych zarobków 108.000 zł miesięcznie. I znowu zakiełkowała w mojej głowie myśl, że tak już będzie zawsze. Cóż, marzenia to piękna rzecz! W maju 2015 roku MonaVie niemalże zbankrutowało i zostało wykupione przez inną firmę, w której zupełnie się nie odnalazłem i z którą zakończyłem współpracę w 2016 roku. Nie wiem, jak Wam, ale mnie, kiedy to piszę, już kręci się w głowie. Naprawdę rollercoaster, jak się patrzy.
Współpraca z Souvre
Dzisiaj współpracuję z polską firmą Souvre. Trudno wyobrazić sobie bardziej stabilną, poukładaną i perspektywiczną firmę. W dużej mierze dlatego ją wybrałem. Produkty, których każdy codziennie potrzebuje, polska firma rodzinna, Prezes i zarazem właściciel z ogromnym doświadczeniem i sukcesami w biznesie klasycznym. Powiedziałem sobie: „Janek, tym razem żadna nieprzyjemna niespodzianka Cię nie spotka” i zabrałem się do budowania organizacji, ale pojawił się koronawirus. I nagle ja, który od 26 lat zajmował się tylko działalnością offline, kochający spotkania i rozmowy z ludźmi, występy na scenie i MLM-owe eventy, zostałem zamknięty w czterech ścianach. Ja to bym nawet zaryzykował, ale nikt nie chce się spotykać i całe życie przeniosło się do internetu. Mając właśnie skończone 57 lat, muszę od początku nauczyć się zupełnie nowych metod pracy. I wiecie co, jestem tym naprawdę podekscytowany!
Jeśli masz się od kogo uczyć, a ja na szczęście mam zarówno świetnego sponsora, jak i osoby w mojej organizacji, które znają się na tym doskonale, to jest to kolejna fascynująca przygoda. Nie będę Was szkolić, jak działać w tych czasach, bo nie jestem fachowcem, tylko uczniem na samym początku drogi. Za to mogę i chcę podzielić się z Wami moją fascynacją i radością z nabywania nowych umiejętności. Gdyby nie koronawirus, to zapewne nigdy bym się działania online nie nauczył. Niby wiedziałem, że to jest potrzebne, obserwowałem osoby w mojej organizacji, które radziły sobie z tym doskonale, ale zawsze leżało to daleko poza moją strefą komfortu. A dzisiaj? Dzisiaj po prostu nie mam wyjścia. Robię Zoom za Zoomem, kontaktuję się przez Messenger, choć naprawdę wolałbym porozmawiać przy kawie. Nawet zacząłem regularnie wrzucać posty na Facebooka. Mam w planie wkrótce zaprosić Cię na mój pierwszy live.
Podsumowując…
Przede mną jeszcze bardzo długa droga, zanim nauczę się działać online równie skutecznie, jak działałem offline, ale wiecie co? Cieszę się tym! Kiedyś usłyszałem, że dopóki jesteś zielonym jabłkiem, to masz przed sobą przyszłość, bo zawsze możesz jeszcze dojrzeć, a jeśli jesteś już jabłkiem w pełni dojrzałym, to albo Cię zjedzą, albo zgnijesz.
Dziękuję Ci koronawirusie za to, że jak mówił Immanuel Kant: „obudziłeś mnie z dogmatycznej drzemki” i przepraszam Cię mój mózgu, że funduję Ci kolejną zmianę. Ale przynajmniej Alzheimer dopadnie nas później.
Jan Brykczyński