Firma założona przez czternastolatkę osiąga wartość 250 milionów dolarów; 12-letnia dziewczynka z powodzeniem rozkręca swój biznes opierając go na przyjęciach domowych prowadzonych przez swoje rówieśniczki; licealista w trzy miesiące osiąga najwyższy poziom managerski i w ciągu roku buduje strukturę liczącą ponad 800 osób – to właściwie wystarczyłoby za odpowiedź na pytanie, czy nastolatki mogą z powodzeniem prowadzić biznes MLM.
Bella Weems i Origami Owl
Isabella Weems niedawno skończyła 18 lat. W 2010 roku założyła firmę Origami Owl, zajmującą się sprzedażą sztucznej biżuterii w systemie marketingu sieciowego. Tym, czego wtedy naprawdę chciała, był używany samochód na 16 urodziny. To pragnienie stanęło u początku łańcucha wydarzeń, który doprowadził nastolatkę z Arizony do wartego miliony dolarów przedsiębiorstwa, które pewnego dnia przejmie. Gdy tylko skończy szkołę.
Origami Owl bazuje na niezależnych współpracownikach, zwanych „designerami”, którzy kupują produkty firmy ze zniżką, a następnie sprzedają je dalej. Jednym z ulubionych punktów sprzedaży są „bary z biżuterią”, czyli prywatne mieszkania, w których organizuje się przyjęcia. Gospodarz takiej imprezy dostaje zniżki i gratisy, a prowadzi ją „designer”. Obecnie firma ma już ponad 60 tysięcy współpracowników na terenie Stanów Zjednoczonych.
W jej ofercie znaleźć można medaliony, kolczyki, bransoletki, zawieszki, łańcuszki, breloczki i inne akcesoria. Na stronie internetowej Origami Owl poczytamy również o misji firmy. Jak przystało na amerykański MLM, jest nią „czynienie dobra” w postaci inspirowania osób w każdym wieku do spełniania swoich marzeń. Nieco dziecinne? W każdym razie marzenie Belli się spełniło – kupiła sobie samochód – białego Jeepa, którego nazwała Alice (od imienia swojej ulubionej bohaterki Disneya).
Inspiracja do założenia firmy byli jej rodzice, Chrissy i Warren, którzy zasugerowali, że zamiast liczyć na nich, powinna sama zarobić na swoje pierwsze cztery kółka, najlepiej zakładając firmę. Weems wpadła na pomysł produkowania medalionów z przywieszkami. 350 dolarów zarobione dzięki opiece nad dziećmi zainwestowała w materiały, a stworzone przez siebie medaliony zaczęła sprzedawać przez siec przyjaciół i znajomych. Wkrótce sprzedawała swoje produkty gdzie się tylko dało – na przyjęciach domowych, w butikach i sklepach z biżuterią. W 2010 roku otworzyła nawet punkt detaliczny w centrum handlowym w Chandler.
Rok później firma postawiła jednak na sprzedaż bezpośrednią i był to strzał w dziesiątkę – zyski sięgnęły 280 tysięcy dolarów. Kolejny rok przyniósł 86-krotny wzrost dochodów! Rzecz jasna nastolatka nie prowadzi biznesu sama. W zespole zarządzającym Origami Owl zasiada jej matka, która jest współzałożycielką i pracuje razem z córką również w zespole zajmującej się designem produktów. Obecnie jej rolą jest raczej wspieranie pracy zespołu. Inni członkowie rodziny zaangażowani w ten biznes to wujek John Weems, który jest wiceprezesem działu IT, ciotka, Jessica Reinhart, która zajmuje się marketingiem i kolejny wujek, Jeff Reinhart, COO (Chief Operating Officer) firmy.
Sama Bella bardzo angażuje się w pracę swojej firmy. Przede wszystkim poznaje jej działanie od podszewki, pracując we własnym przedsiębiorstwie jako stażystka. Po szkole odwiedza siedzibę główną i pomaga, a podczas letnich wakacji pracuje kolejno w różnych działach firmy, zdobywając niezbędna wiedzę i doświadczenie, które z pewnością zaprocentuje w przyszłości.
WillaGirls, czyli dziesięciolatki robią biznes
Ośmioletnia Willa Doss narzekała, że musi stosować kremy swojej młodszej siostry, ponieważ w sklepach nie ma balsamów do ciała dla dziewczynek w jej wieku. Było to cztery lata temu. Obecnie amerykańskie 10- czy 12-latki mogą spotykać się na przyjęciach i kupować kosmetyki produkowane specjalnie z myślą o nich. Firmę Willagirl założyła jej mama, Christy Prunier, która obecnie kieruje firma. Sporo do powiedzenia ma jednak jej dwunastoletnia obecnie córka.
Produkty marki Willa rozprowadzają nastoletnie dystrybutorki, zwane Willagirls. Firma oferuje im prowizje w wysokości 25 procent wartości sprzedaży, co daje potencjalny miesięczny przychód w wysokości od 320 do 3 500 dolarów – jak informuje broszurka rozprowadzana na organizowanych przez nie przyjęciach w stylu Tupperware. Gospodarz otrzymuje produkty o wartości 15 procent sprzedaży dokonanej podczas przyjęcia. Nastolatki spotykają się w domach, szkołach i innych popularnych wśród dzieci w wieku od 8 do 13 lat miejscach. Zaproszenia są zazwyczaj wysyłane SMS-ami. Już niedługo Willagirls będą mogły organizować spotkania on-line – firma jest w trakcie tworzenia specjalnego oprogramowania.
Młode przedstawicielki firmy nie kupują produktów wcześniej. Zamiast tego zbierają zamówienia od swoich klientek i wtedy dopiero dostają odpowiednią ilość kosmetyków. „Nigdy nie gromadzą produktów. To nie działa. Te dziewczynki robią to, co uwielbiają, a ich mamy są zachwycone, że dzieci oszczędzają pieniądze i nabywają praktycznych umiejętności” – mówi pani Prunier.
Willagirls mogą zarabiać na rekrutacji – dostają 5 procent prowizji od sprzedaży zrekrutowanych przez siebie dziewczynek. Jak to wszystko wygląda w praktyce? „The Wall Street Journal” w artykule o Willagirl opisuje przykład dwunastoletniej współpracowniczki firmy, Hartley Messer. Dziewczynka zrekrutowała już 7 kolejnych Willagirls i jest jedną z najlepszych dystrybutorek firmy. W ciągu miesiąca zorganizowała u siebie w domu cztery przyjęcia i zarobiła tysiąc dolarów. Zgodnie z umową jaką zawarła z rodzicami, którzy wyłożyli prawie 200 dolarów na pakiet startowy, połowa jej zarobków idzie na fundusz przeznaczony na studia. Prawie całą resztę pieniędzy Hartley wydaje na ubrania.
Zrekrutowała zespół dziewczynek i uwielbia je uczyć technik sprzedaży. Chodzi tam i z powrotem, rozmawiając z nimi przez telefon
–mówi o Hartley jej mama. Na organizowanych przez nią przyjęciach zbiera zwykle kilkanaście zamówień na zestawy produktów, w większości wypełnianych przez małoletnie klientki, za które płacą ich rodzice.
Polski nastolatek najmłodszym managerem w branży
„Najmłodszy na świecie menedżer MLM osiągający najwyższe wyniki finansowe”– tak zatytułowały swój wywiad z Michałem Alczyszynem „Fakty Białystok”. Z pewnością osiągnięcia polskiego licealisty mogą imponować. Jeszcze przed zdaniem matury miał własne biuro, samochód, grupę Team MLM współpracującą z FM Group i 800 wyszkolonych przez siebie osób w strukturze. Jest znany również poza branżą MLM.
Jako szesnastolatek, jeszcze w gimnazjum, Michał podjął decyzję o rozpoczęciu współpracy z firmą Avon, gdzie w ciągu roku doszedł do pozycji menedżera zespołu. Następnie przeniósł się do FM Group, gdzie w zaledwie trzy miesiące osiągnął najwyższy poziom menedżerski w pierwszym planie marketingowym – dzięki czemu stał się znany jako najmłodszy menadżer MLM z tak wysokim wynikiem w Polsce.
W wywiadzie udzielonym w zeszłym roku portalowi NaTemat.pl tak opowiadał o swoim trybie życia:
Wstaję o 6 i prowadzę tyle spotkań, że aż mi gardło odmawia posłuszeństwa i zasypiam ze świadomością, że nikt na świecie nie zrobił więcej niż ja. (…) Pracuję średnio od 7.00 do 1.00 w nocy. Ta praca jest dla mnie przyjemnością, więc nie czuję tego czasu. Jadę do biura, na szkolenia, mam spotkania z kilkunastoma osobami i dzień mija. (…) To, co miałem zrobić w młodości, to zrobiłem. Tysięczne imprezy mnie nie kręcą. Staram się znaleźć trochę czasu na spotkania ze znajomymi. Różnie wychodzi, bo mam czas właściwie tylko w nocy, albo bardzo wcześnie rano. Telefony dzwonią do 24.00.
Wywiad z Michałem odbił się szerokim echem, wywołując lawinę komentarzy – nie tylko tych pozytywnych. Wystąpił również w programie „Dzień dobry TVN” w odcinku poświęconym nastoletnim biznesmenom, którzy „udowadniają, że pracowitością, kreatywnością i pomysłowością można już w nastoletnim okresie życia rządzić światem biznesu”[1].
http://online.wsj.com/articles/move-over-avon-lady-the-tweens-are-here-1402961170