Trudno się nie zgodzić z tym słynnym stwierdzeniem Marylin Monroe. Przecież pragniemy pieniędzy nie po to, aby odłożyć je do skarpetki i co rano słuchać ich szelestu, ale po to, aby kupić za nie rzeczy, o których marzymy, których potrzebujemy, które są nam niezbędne – albo tak nam się wydaje. W praktyce jednak osiągnięcie szczęścia dzięki zakupom nie jest tak proste, jakby się na pierwszy rzut oka wydawało. Nowe rzeczy, owszem, cieszą, ale podejrzanie krótko. Już po chwili się do nich przyzwyczajamy i pragniemy kupić coś innego, nowszego, jeszcze lepszego…
Najłatwiej zaobserwować to na przykładzie małych dzieci. Te, które od początku są przez całą rodzinę oraz bliższych i dalszych znajomych dosłownie zasypywane prezentami, z biegiem czasu coraz trudniej zadowolić. Nawet najdroższe i najbardziej wymyślne zabawki nie robią na nich większego wrażenia i po krótkiej chwili idą w kąt. Spróbujcie jednak zapakować torbę takich kurzących się na półce lalek czy gier i zawieźć je do najbliższego domu dziecka – wybuch radości i szczęścia gwarantowany.
Podobnie jest i z nami – dorosłymi. Z badań poziomu szczęścia wynika, że pieniądze uszczęśliwiają tylko bardzo biednych ludzi. W Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich 40 lat dochód statystycznego obywatela uległ podwojeniu. Poziom zadowolenia z życia pozostał jednak na takim samym poziomie. Naukowcy z Michigan zapytali z kolei posiadaczy aut, których wartość wahała się od 400 do 40 tysięcy dolarów, o przyjemność płynącą z jazdy posiadanym samochodem. Okazało się, że między ceną pojazdu a stopniem satysfakcji kierowcy nie było żadnej zależności.
Wniosek jest jeden – między ilością i jakością zgromadzonych dóbr materialnych a naszym poczuciem szczęścia i satysfakcji życiowej nie ma prostej zależności. Nie oznacza to jednak, że pieniądze szczęścia nie dają. Dają, ale pod warunkiem, że wydajemy je z głową.
Zaskoczyć mózg
—
Niestety, do luksusu przyzwyczajamy się szybko i pragniemy ciągle czegoś nowego, jeszcze lepszego. Ciągłe wymienianie na przykład samochodu na lepszy model to jednak ścieżka prowadząca donikąd. Dlaczego rzeczy, których tak bardzo pragniemy, po niedługim czasie przestają być źródłem szczęścia? Taki stan rzeczy tłumaczy psychologiczna koncepcja „hedonistycznego młyna”. Człowiek dążący do osiągnięcia założonego celu, na przykład kupna nowego domu, często go idealizuje i oczekuje, że w momencie jego realizacji dotychczasowe problemy znikną, a on sam osiągnie pełnię szczęścia. Rzeczywistość jednak rozmija się z tymi wyobrażeniami i na przykład w nowym przestronnym domu kłócimy się z partnerem tak samo często jak w poprzednim ciasnym mieszkaniu. To powoduje narastające uczucie frustracji wynikające z rozdźwięku między wyobrażeniem a faktycznym stanem rzeczy. Na horyzoncie pojawia się kolejny „idealny” cel – i tak młyn ciągle się kręci, a nasz poziom życiowej satysfakcji wcale nie rośnie.
Co jeszcze zabija przyjemność z zakupów? Porównywanie się do innych. Niestety, ludzka natura pozostawia wiele do życzenia. I tak większość zapytana, czy wolałaby zarabiać rocznie 50 tysięcy dolarów, podczas gdy inni pracownicy zarabialiby 25 tysięcy, czy też 100 tysięcy, ale pod warunkiem, że reszta zarabia 200 tysięcy, wybrałaby wariant pierwszy (dowiodły tego badania przeprowadzone już ponad 20 lat temu w Stanach Zjednoczonych).
Jak zatem kupować, aby czerpać z tego radość? Profesor Michael Norton, współautor książki „Happy Money: The Science of Smarter Spending” radzi, aby zaskakiwać mózg. Nasz umysł bowiem z łatwością neguje korzyści z przewidywanych zdarzeń, a z zakupami jest podobnie jak z jedzeniem czekolady – pierwszy kęs może być „niebem w gębie”, ale po zjedzeniu całej tabliczki większość z nas ma mdłości. Prostą strategią są zatem zakupowe przerwy. Jeśli systematycznie kupujemy na przykład nasze ulubione wino, zróbmy sobie dłuższą przerwę, a po jakimś czasie jego zakup sprawi nam o wiele większą przyjemność.
Inwestuj w przeżycia
—
Innym sposobem na wydawanie pieniędzy, które przyniesie nam poczucie szczęścia, jest kupowanie przeżyć. Co to znaczy? Zamiast nowych mebli, auta czy telewizora zainwestujmy w wycieczkę, wizytę w restauracji, kurs nurkowania albo zwykły bilet do wesołego miasteczka. Do nowych wrażeń, przeżyć i doświadczeń mózg przystosowuje się znacznie wolniej, a to oznacza, że nasz wewnętrzny młyn na chwilę się zatrzymuje. Co więcej, przygody z czasem zamiast tracić na znaczeniu nabierają wyrazistości, zwłaszcza, jeśli często je wspominamy i dzielimy się nimi z otoczeniem. Wraz z upływającym czasem nawet nudny wyjazd, podczas którego upał i kurz nie dawały nam żyć, staje się interesującą albo zabawną przygodą, którą chętnie wspominamy.
Co za tym idzie inwestowanie w przeżycia wpływa pozytywnie na relacje z innymi ludźmi. Opowieści o doświadczeniach i obserwacjach czy dzielenie się opiniami o spektaklu, wystawie czy filmie są bowiem jak najbardziej pożądane. Dzięki nim budujemy swoją osobistą markę, jesteśmy postrzegani jako ludzie ciekawi świata, otwarci, o szerokich horyzontach. Natomiast chwalenie się materialnymi zdobyczami typu samochód, mieszkanie czy ubrania od drogich projektantów, zwłaszcza w gronie osób, których nie stać na podobne wydatki, wywołuje reakcje dokładnie odwrotne. Ludzie skupieni na gromadzeniu drogich rzeczy i ciągle o tym opowiadający uważani są zwykle za materialistycznych snobów, osoby płytkie i po prostu nudne.
Wydanie pieniędzy na wizytę w muzeum, teatrze czy kurs gotowania ma jeszcze jedną zaletę, a mianowicie wywołuje w nas poczucie, że się rozwijamy – intelektualnie albo kulturalnie. A jak wiadomo oprócz relacji międzyludzkich także poczucie satysfakcji ze zdobywanej wiedzy i doświadczenia buduje nasze poczucie szczęścia.
Jakie doświadczenia dają nam najwięcej szczęścia? Według autorów wspomnianej wyżej książki „Happy Money…” te, które wzmacniają poczucie więzi z innymi ludźmi, są intensywne – a więc można je wspominać latami – oraz unikatowe, oryginalne, które trudno porównać do czegokolwiek innego. Jak istotne są dla nas unikatowe doświadczenia pokazuje eksperyment: Naukowcy dali grupie badanych 2 dolary i powiedzieli, że mogą je zatrzymać albo kupić los na loterię. Kiedy wygraną było 200 dolarów w gotówce, na kupno losu zdecydowało się 65 procent badanych. Gdy można było wygrać obiad w renomowanej restauracji o wartości 200 dolarów, los kupiło aż 84 procent! A przecież w pierwszym wypadku za wygraną mogliby kupić sobie taki obiad albo cokolwiek innego.
Dawać czy brać?
—
Innym sposobem wydawania pieniędzy, który gwarantuje przypływ dobrego samopoczucia jest dzielenie się z innymi. Formy mogą być różne, od prezentu sprawionego ukochanej osobie po wsparcie organizacji charytatywnych. Nawet niewielki wydatek na rzecz kogoś innego, na przykład zafundowanie komuś kawy, wzmacnia społeczne więzi i sprawia nam przyjemność. Dawanie daje więcej szczęścia niż branie – ta zasada sprawdza się niezależnie od wysokości dochodów i miejsca zamieszkania, co potwierdziły wyniki Światowego Sondażu Gallupa, który przeprowadzono w latach 2006-2008 badając ponad 200 tysięcy osób ze 120 krajów.
Podsumowując, samo posiadanie nawet zawrotnych ilości pieniędzy raczej nas nie uszczęśliwi. Inteligentne ich wydawanie – jak najbardziej. Dobra wiadomość jest jednak taka, że nie trzeba być milionerem aby cieszyć się życiem, a nawet niewielkie kwoty przeznaczone na zdobycie nowych doświadczeń czy wsparcie innych sprawia, że staniemy się bardziej szczęśliwymi ludźmi.
Źródła:
http://www.focus.pl/czlowiek/rachunek-radosci-10443?strona=2
http://student.us.edu.pl/files/student/pdf/W%20kierunku%20szcz%C4%99%C5%9Bcia.pdf
http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/recenzje-nowosci/pieniadze-daja-szczescie/