Drodzy Czytelnicy! Dzisiaj przedstawiamy Wam list, który pod koniec października dotarł do naszej redakcji. Napisała go studentka, która trafiła na nasz portal we wrześniu, kiedy zapowiadaliśmy kwartał pod hasłem „rekrutacja”. Postanowiła podzielić się z nami swoją historią, mimo, że nie jest zawiązana aktualnie z marketingiem sieciowym. Dziękujemy Natalio, że chciałaś podzielić się z czytelnikami portalu swoimi wnioskami wyciągniętymi z niezbyt udanej rekrutacji, w której uczestniczyłaś. Życzymy dużo lepszych doświadczeń z network marketingiem w przyszłości!
Redakcja Rankingu MLM
Dobra rekrutacja. Tyle o niej mówimy. Wiemy co należy robić, czego nam nie wolno. Jakich ludzi zapraszać do biznesu, co im mówić. Moja historia przedstawia rekrutację, w której ja sama brałam udział. To nie jest tak, że wszyscy są anty-MLM, że nie chcą zmienić swojego życia. Po przeczytaniu tej historii może zrozumiecie dlaczego ludzie boją się MLM-u. Może zdacie sobie sprawę, że za mało słuchacie albo skupiacie się tylko na haczykach jakie możecie wykorzystać, a nie na sensie rozmowy. Traktujcie potencjalnych współpracowników tak, jakbyście sami chcieli być traktowani.
Miły słoneczny dzień, po skończonych egzaminach na studiach. Błogie chwile relaksu, które przerywa telefon. Odbieram, a tam miły Pan powołujący się na koleżankę, którą ledwo pamiętam, zaprasza mnie do udziału w ciekawym projekcie. Dziwiąc się, skąd w ogóle ta koleżanka ma mój numer telefonu, podaję termin spotkania, który będzie mi pasował. Rozłączył się, a ja myślę – co to było? Pracy nie szukam, nikomu nic nie mówiłam, a tu jakieś projekty. Ciekawe. Myślę – muszę się dowiedzieć więcej na ten temat. Udaje mi się zdobyć numer do koleżanki, na którą się powołał ów miły Pan. Niestety kolejna niewiadoma. Koleżanka nic nie chce powiedzieć, tylko że na spotkaniu się wszystkiego dowiem. Myślę sobie – no nic, zobaczymy, może wcale nie pójdę.
Nadszedł dzień spotkania. Nie bardzo chciało mi się iść kompletnie w ciemno, ale może to coś ciekawego. Kilka godzin przed spotkaniem dostaje wiadomość, że nie spotkamy się w pizzerii jak to wcześniej było umówione, tylko mam czekać pod domem koleżanki. Moje zaciekawienie rośnie, ale dwa razy szybciej rośnie moje zdenerwowanie. Czuję, że ktoś się ze mną bawi w podchody. Niestety jestem słowna – powiedziałam na początku że przyjdę. W duchu układam sobie treści co im powiem, jeżeli sobie ze mnie żarty robią. Doszłam na miejsce. Czekam, czekam – zawsze jestem chwilę przed czasem, ale – następne rozczarowanie – godzina wybiła, wciąż nikogo nie ma. Super, spóźniajmy się wszyscy, czas innych nas nie obchodzi. Po chwil zeszła koleżanka i mówi, że musimy chwilę poczekać, bo jedziemy samochodem, a osoby z którymi jedziemy, spóźnią się. Myślę sobie – ładnie – wejdę z obcymi do samochodu, poćwiartują, wywiozą do lasu i zgwałcą. Może w innej kolejności. Chcę uciekać, niestety w tym momencie podjeżdża samochód. Wysiada ze niego 2 mężczyzn w garniturach. W jednym rozpoznaje kolegę ze szkoły, z którym jeździłam na wycieczki. Myślę – OK – będę żyć!
Są mili, chwilę rozmawiamy, przepraszają za spóźnienie i za zmianę miejsca. Oczywiście wybaczam wszystko, bo jestem miła i grzeczna. W samochodzie rozmawiam, rozmawiam i rozmawiam. Jedziemy w 5 osób, tylko ja i lider rozmawiamy. I się zaczyna: jaka Ty mądra, jaka Ty bystra, jakie Ty trafne pytania zadajesz. Będziesz bogata, bo takich ludzi do projektu szukamy, taka młoda, wszystko przed Tobą. Myślę sobie – super, gdzie ja trafiłam?! Ale rozmawiam dalej. Nadal jestem bystra, jestem cudownym człowiekiem. Podjeżdżamy pod jakiś budynek, wchodzę i już wiem, co to jest. Tylko ja z całej piątki w aucie nie wiedziałam, w jakim spotkaniu będę brała udział. Dzisiaj będzie superszkolenie, bo jakiś ich „guru” przyjechał. Wchodzę, a tam około 15 osób, wszyscy bardzo mili, witają się, jakbyśmy się znali 10 lat. W duchu przeklinam to miejsce, mówię, że więcej moja noga tu nie postanie (i dotrzymałam słowa), ale dalej jestem miła i grzeczna.
Zaczęło się szkolenie, tylko ja – nowa, nic niewiedząca i mająca pełno pytań. Można było zadawać pytania podczas wystąpienia, więc pytałam o wszystko. Jeśli myślałam, że w aucie słyszałam więcej komplementów niż przez całe swoje życie, to byłam w błędzie. Cyrk na sali. Po każdym zdaniu byłam geniuszem, byłam taka mądra, inteligentna, zabawna, miła, widać, że człowiek sukcesu (taaa człowiek sukcesu w balerinkach). Będziesz liderem, czy jakimś tam innym kolorowym kamyczkiem (teraz już wiem o co chodzi z tymi kamyczkami). Nie podobało mi się to i jasno dałam odczuć. Lecz niestety ja jedna i 15 innych wpatrzonych w Plan ludzi, którzy zerkali morderczym spojrzeniem, gdy zadałam zbyt dociekliwe pytanie. Chciałam stamtąd uciec, ale nie wiedziałam jak. Na zakończenie „guru”, który był w szoku, że jestem taka idealna, a nie działam jeszcze w tej firmie, chciał sam podpisać ze mną umowę – tak na szczęście. Powiedziałam, że dzisiaj nie chcę niczego podpisywać, muszę się zastanowić (wiedziałam od razu, że nie chcę w tym być, bałam się tych ludzi). Ale czy ktoś mnie słuchał? Nie! Byłam na szkoleniu, to muszę podpisać, chyba oczywiste. Byłam młoda, głupia, grzeczna i wystraszona, że jak nie podpiszę, to mnie do domu nie odwiozą. Więc podpisałam i jeszcze czytając umowę, zapytałam, jak się można wypisać. Byłam młoda, bałam się powiedzieć NIE w takiej grupie fanatyków, ale wszystkimi możliwymi sposobami dałam do zrozumienia, że nie podoba mi się to. Czy ktoś mnie słuchał? Widocznie nie, skoro chciał, żebym była w biznesie.
Po tym zdarzeniu miałam ogromną niechęć do tych ludzi i firm, działających w systemie Multi-Level Marketingu. Miałam jeszcze 3 czy 4 spotkania, na których mieli zrekrutować moich znajomych. Podałam kontakt do jakiś tam dalszych, z którymi się widzę rzadko, żeby nie nękali moich przyjaciół. Znajoma zgodziła się przyjść na spotkanie (w pizzerii), a tam powtórka – jesteś taka mądra, bystra, przyszły lider itp. To był ostatni raz, kiedy się z nimi spotkałam.
Myślałam że wszystkie firmy MLM tak robią (teraz już wiem, że tak nie jest). Bałam się takich firm i ludzi zaangażowanych w ten biznes. Osoby, które mnie rekrutowały były natrętne i mówiły, że będę zarabiać miliony, niewiele robiąc, dlatego wiedziałam, że mnie okłamują. Popełniły chyba wszystkie błędy. Ja wiedziałam od początku, że tam nie pasuję. Oni natomiast nie przejmowali się tym. Dla nich liczyła się dodatkowa osoba w strukturze. Zresztą jak ja mam oferować produkt, który mi samej nie odpowiada. Jak mam zapraszać do biznesu, który mi się nie podoba. Teraz wiem, że żaden szanujący się lider nie wziąłby mnie do swojej struktury, ale ten, dla którego liczy się ilość nie jakoś będzie tak robił. Teraz czas na mój apel: rekrutuj współpracowników, a nie jakieś tam osoby.
Czytając to, pewnie pomyślicie – to po co się zapisała? Bo była młoda i się bała, że do domu jej nie odwiozą. Zresztą ciekawe, ilu z Was powiedziałoby NIE, gdy wszyscy mówią TAK? Mam nadzieję, że żadna z osób, która była przez Was rekrutowana, nie była w takiej sytuacji jak ja i nigdy już nie będzie. Przez takie zachowanie, w jakim ja brałam udział MLM jest źle postrzegany. I dopóki znajomi znajomych będą opowiadać takie historie, branża ta w Polsce będzie miała złą reklamę.
Z Pozdrowieniami –
Natalia z Wrocławia