Kasia codziennie wstaje do pracy o godzinie 6:00. Ale i tak przestawia budzik na 6:30, nie może zmusić się, żeby wstać z pod ciepłej kołdry od razu. Te same czynności – wypita w pośpiechu kawa, poranna toaleta, szybki rzut okiem – co nowego znajomi wkleili na facebooka, co dzieje się na świecie, jaka pogoda zapowiada się popołudniu. Później narzuca wierzchnie odzienie, wybiega wiecznie za późno, łapie autobus odjeżdżający z przystanku.
Wchodzi do biura – punkt 8:00 – tym razem udało jej się nie spóźnić. Siada przy swoim biurku, następna kawa, 2 najbliższe godziny będą zmarnowane. Prawdziwa praca zaczyna się dopiero od 10:00, ale nikogo to nie interesuje, zwłaszcza szefa formalisty. Nie poprzegląda stron internetowych (nałożono blokadę na portale rozrywkowe), gazety również nie przejrzy (a nóż szef postanowi wyjść z gabinetu). Następne godziny spędzi z poczuciem zmarnowanego czasu. Od 10:00 zaczyna się prawdziwy młyn. Telefony się urywają, nikt nie nadąża ze swoją pracą. Może gdyby ktoś nad tym pomyślał, coś zaplanował. A za oknem takie piękne słońce…
Nadchodzi weekend. Cały dzień pada. Kasia myśli o tym, czym zajęłaby się, gdyby pogoda dopisała. Wycieczka w góry? Może weekend nad jeziorem? Plany przekłada na niedzielę. Zasypia w sobotę wieczorem przed telewizorem. Niedziela zapowiadała się pięknie, ale koło południa nastało prawdziwe urwanie chmury. W poniedziałek o 6 rano budzi ją wpadające do pokoju słońce.
Ania bardzo ceni sobie swoje codzienne rytuały. Nie jest zdecydowanie typem skowronka. Późny wieczór to jej czas na dobre kino, rano odsypia co najmniej do 10:00. Koło 12:00 ma umówione pierwsze spotkanie, ostatnia prezentacja to godzina 17:00. Pięć godzin pracy to i tak dużo! Wygospodarowała również w okolicach 14:00 przerwę na kawę w mieście w środku dnia, bez presji, że za godzinę musi być w biurze. Lubi obserwować miasto o tej godzinie, ludzi, którzy ciągle się gdzieś śpieszą. Bo ona się nie śpieszy.
Po powrocie do domu ma czas na dodatkowe zlecenia. Dorabia jako grafik, ale wybiera jedynie te projekty, które sprawiają jej przyjemność. Nie poświęca im więcej niż godzinę dziennie. Na początku, kiedy zrezygnowała z etatowej pracy czuła się trochę niepewnie. Przechodziła wszystkie stany książkowo – od euforii po zniechęcenie, musiała zdefiniować, co oznacza dla niej praca, wziąć za siebie odpowiedzialność, nauczyć się być dla siebie szefem. Odkryła nowe możliwości, jakie daje jej samozatrudnienie, a co najważniejsze – nauczyła się planować swój dzień tak, żeby był w nim czas na pracę, przyjemności, rodzinę i wszystkie inne elementy, które są jej potrzebne do szczęścia. Przy okazji dowiedziała się, czym jest dla niej szczęście.
Nadchodzi deszczowy weekend. Ania co prawda planowała weekend w górach z przyjaciółmi, ale niestety pogoda nie dopisała. Postanowiła więc, że skoro i tak z wyjazdu nic nie wyjdzie, poszuka nowych kontaktów, popracuje nad zleceniami, które przeznaczyła na następny tydzień. Poczeka, aż pogoda będzie odpowiednia, żeby wykorzystać dzień na taki relaks, jaki sobie wymyśliła. Pracowicie spędziła 2 weekendowe dni, w niedzielę wieczorem udało jej się wyjść do kina ze znajomymi. Bardzo cieszyła się, że wybrała kino, inaczej słuchałaby narzekań znajomych na nieudany, deszczowy weekend.
W poniedziałek o 11:00 budzi ją czerwcowe słońce wysoko na niebie. Ania otwiera oczy z myślą – to właśnie moja sobota!
■
Redakcja Rankingu MLM