Marcin Oniszczuk urodził się 24.06.1986 w pięknym mieście Toruniu. Od kiedy pamięta, miał wiele pasji. Jedną z nich – jak nam opowiada – była i zawsze będzie gra w piłkę nożną. Kiedy miał 15 lat, opuścił rodzinne miasto, aby rozpocząć zawodową karierą piłkarską w Młodzieżowej Szkółce Piłkarskiej w Szamotułach. Grał tam z takimi gwiazdami jak Łukasz Fabiański (Arsenal Londyn) czy Szymon Pawłowski (Zagłębie Lubin). Niestety problemy zdrowotne uniemożliwiły mu kontynuację zawodu marzeń.
Po powrocie do Torunia ukończył najlepsze liceum w mieście (IV Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki). Reszta potoczyła się bardzo szybko: studia, praca etatowa, własna działalność, a po 3 latach prowadzenia własnej działalności – biznes MLM. Współpracuje z Fm Group, a także buduje struktury w "7 minutowym treningu" – w lutym 2013 wygrał konkurs na najlepszego partnera/resellera na Świecie, wprowadzając osobiście do biznesu 100 osób w jednym miesiącu. "Pasja, Wolność, Rodzina" i "Budowanie Swojego Sukcesu na Sukcesie Innych Ludzi" to jego dywizy.
Z Marcinem Oniszczukiem rozmawia Martyna Ubych.
Panie Marcinie, pisze Pan na swoim blogu, że zajmuje się Pan marketingiem internetowym od 2 lat, a marketingiem sieciowym od 3 lat. Czym zajmował się Pan wcześniej? Czy ma Pan doświadczenie w pracy etatowej?
Już teraz to będzie 3 lata w marketingu internetowym i 4 lata w sieciowym. Wcześniej była działalność gospodarcza – franczyza (oddział ubezpieczeń komunikacyjnych „CUK”), a jeszcze wcześniej – niestety etat. Z dzisiejszej perspektywy to może i nawet „stety”, bo wiem już czego unikać. A tak poważnie to pracowałem w McDonald's Polska przez 3 lata, gdzie doszedłem do pozycji managera.
Osobiście twierdzę, że każdy, kto chce otworzyć kiedyś swój własny biznes powinien zacząć od pracy w takiej lub podobnej korporacji/sieci. Po takich doświadczeniach wiedziałem jak działa dobrze zorganizowany system, gdzie wszystko jest jasno i przejrzyście określone oraz sprecyzowane. Tam nie ma przypadków. Każda czynność jest określona w czasie, kanapki mają swoje daty/minuty przydatności, temperatury smażenia itd. Nawet lody muszą mieć swoją określoną wysokość. Polecam każdemu, kto chce w przyszłości zostać swoim własnym szefem.
Jaka była pierwsza firma MLM, z którą zaczął Pan współpracować?
Moją przygodę z MLM zapoczątkowała współpraca z Fm Group. Pamiętam to jak dzisiaj – widząc plan marketingowy nie mogłem uwierzyć, że prowadzę swoją działalność i nigdy w życiu o takim czymś nie słyszałem… Głowa mi po prostu „parowała” i chciałem zrobić wszystko jak najszybciej, bo wydawało mi się to bardzo proste i logiczne. Rzeczywistość, jak wszyscy wiemy, okazała się zupełnie inna.
Jest wiele osób, które zajmują się MLM dużo dłużej niż Pan, jednak nie osiągają sukcesów. Jak myśli Pan, z czego to wynika?
Po trzecie, a może w pierwszej kolejności – nie mają tak zwanego gorącego pragnienia odniesienia sukcesu. Nie widzą się w swojej lepszej przyszłości, nie widzą wolnego czasu, który będą posiadać, nie widzą szczęśliwej rodziny, która cieszy się z dochodów pasywnych itd.
W skrócie mówiąc, nie wiedzą PO CO to robią. A od tego „PO CO” wszystko się zaczyna. Ktoś kiedyś powiedział, że: „jeśli nie wiesz, dokąd zmierzasz, każda droga jest dobra…”.
Czy zajmuje się Pan jedynie działalnością w sieci, czy umawia Pan również spotkania w realu?
Od ostatnich 3 lat partnerów biznesowych pozyskuję tylko i wyłącznie za pomocą Internetu, jednak NIGDY w życiu nie powiem, że biznes można zrobić w 100% przez Internet. Tak się po prostu nie da, tym bardziej u nas w Polsce, gdzie potencjalny współpracownik musi Cię „dotknąć”, „poczuć”, a także napić się z Tobą kawy albo czegoś mocniejszego.
Mój model jest taki, że pozyskuję partnerów w Internecie, a potem spotykam się tylko z tymi, którzy chcą działać. Takie działanie pozwala na zwielokrotnienie efektywności i cięcie kosztów, co jest krytyczne na samym początku naszej drogi biznesowej.
Na Pana stronie internetowej znalazłam słowa: „Pomyśl, czy nie zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest, że każdego dnia na drodze widzisz nowiutkie samochody, mercedesy, lexusy, porsche itp., jeżdżą nimi zwykli ludzie, tacy jak Ty i ja, a Ty pracujesz za marne grosze i możesz pomarzyć o takim luksusie?” Jakim samochodem jeździ Pan sam?
Czy to podchwytliwe pytanie? Ale „złapała” mnie Pani za język. No cóż muszę się z tego wytłumaczyć. W tym stwierdzeniu chodziło mi o zwrócenie uwagi na to, czego większość ludzi nie dostrzega i nigdy o tym nie myśli. Ludzie nie robią prostej kalkulacji. Pracują za powiedzmy 2 000 zł 160-200 godzin w miesiącu, są z tego nierzadko bardzo zadowoleni, bo „mają pracę”, a jak widzą faceta, czy kobietę w ich wieku, która jedzie nowym luksusowym samochodem to pierwsze, co przychodzi im do głowy to „ale ten/ta to musiała nakraść w życiu”, „ma pewnie bogatych rodziców, męża, żonę itd.” NIGDY nie przyjdzie refleksja na temat: „czy oni może robią coś innego niż ja?”
Ludzie chcieliby robić to, co wszyscy, a zarabiać i żyć tak, jak nieliczni. Innymi słowy lekceważą prawo PRZYCZNY I SKUTKU, które mówi, że „co zasiejesz, to zbierzesz” i przez całe życie „sieją owies, a chcą zebrać buraki”. Tak się po prostu NIE DA.
A czym ja jeżdżę? Oczywiście Mercedesem, ale Smartem. Dlaczego? Po pierwsze, z ekonomicznego punktu widzenia. Po drugie: wyleczyłem się już z myślenia typu: „jak będę miał luksusowe auto to im wszystkim pokażę”, „każdy wtedy będzie chciał wejść do mojego biznesu”. Tak, tak kiedyś myślałem, kiedy nie miałem grosza w kieszeni, a jeden czy drugi „Pan i władca” pracujący na etacie za 2-3 tys. tłumaczył mi: „wiesz, jak Ty będziesz jeździł takim Mercedesem, jakie pokazujesz w swoim planie marketingowym, to wtedy się do mnie zgłoś”. W takich właśnie momentach narastała we mnie złość i chęć zemsty. Robiłem wszystko, co było możliwe, żeby zarabiać odpowiednie pieniądze i mieć takie auto… ale wie Pani do czego doszedłem?
Jak już zacząłem zarabiać na poziomie, który umożliwiał mi „poruszanie się takim cackiem”, zupełnie odeszła ochota na spotykanie się z takimi „półgłówkami” i udowadnianie im czegokolwiek. Dosłownie jak ręką odjął. Dzisiaj mam ten komfort, że nie muszę nic nikomu udowadniać i dowartościowywać się podobnymi gadżetami.
Mam swoje plany na moje własne auto marzeń, ale jeszcze trochę pracy przede mną.
Działa Pan teraz w 7 minutowym treningu. Czy nie miał Pan wątpliwości, że program jest niedostosowany do polskich realiów? Marketing w amerykańskim ujęciu – to główny zarzut oponentów. Jak Pan to skomentuje?
Jeśli chodzi o 7 minutowy trening to wszedłem do tego biznesu na samym początku TYLKO I WYŁĄCZNIE dlatego, że zarekomendował mi go ktoś, kto
Biznes nauczył mnie pewnej jednej zasady; „nie ważne CO, ważne z kim” i tego staram się trzymać. Kiedy rozpoczynam badanie jakiejś okazji biznesowej, po pierwsze sprawdzam, kto się tym zajmuje, co to za ludzie, czy mają już na koncie jakieś sukcesy i czy (uwaga – słowo klucz) mają SYSTEM działania, który umożliwia szybką DUPLIKACJĘ. Ludzie „idą” za kimś, kto ma AUTORYTET albo SYSTEM DZIAŁANIA, a jeszcze lepiej jak jest to i to.
Jeśli mówimy już o marketingu w tzw. amerykańskim stylu, to powiem Pani szczerze, że dla mnie pewne rzeczy są naprawdę niezrozumiałe. Weźmy pod uwagę pewne fakty. Kiedy my (Polacy) mięliśmy już swoje państwo, królów, tradycję i tak dalej, na terenie dzisiejszych Stanów Zjednoczonych biegały jeszcze antylopy, a dzisiaj jest to światowa potęga właściwie we wszystkim, o marketingu Internetowym, sieciowym nie wspominając. W tej dziedzinie są o lata świetlne przed nami. Jak to możliwe? Czy ten komunizm naprawdę tak bardzo „wyprał nam mózgi”? To jest po prostu nieprawdopodobne…
Tłumaczysz jednemu czy drugiemu, że taki właśnie marketing działa, przynosi niesamowite dochody, tnie koszty, a on Ci mówi prosto w oczy, że „to niemożliwe”. Pamiętam jak mój sponsor z biznesu Fm Group opowiadał, że podjechał kiedyś do restauracji swoim nowiutkim Mercedesem E klasą, z logiem FM. W restauracji pokazywał plan potencjalnemu partnerowi, a ten patrzy mu głęboko w oczy i tłumaczy mu, że to jest niemożliwe. „Patrzy, a nie widzi”.
Konkludując: „tylko otwarci otwierają”, a Polacy niestety do „otwartych” nie należą. Oczywiście są wyjątki, ale to one właśnie potwierdzają regułę.
Czy oprócz działania w 7 minutowym treningu, bierze Pan udział w jakichś innych programach? Zajmuje się Pan aktualnie jeszcze czymś poza MLM i programami partnerskimi?
Tak, sprzedaję swoje kursy w Internecie, szkolę ludzi, o Fm Group też nie zapomniałem, bo muszę co miesiąc wystawić rachunek, a poza tym inwestuję w ziemię w programie Treeneo. Obecnie razem z kilkoma moimi przyjaciółmi, specjalistami w swoich dziedzinach, pracujemy nad pewnym projektem, który już niedługo ujrzy światło dzienne.
Jaką otrzymał Pan dotychczas największą premię/wypłatę z programów partnerskich i MLM?
Stało się to w marcu tego roku. Dochody z całej mojej działalności wyniosły ok. 50 000 zł – była to wypłata za poprzedni miesiąc. Miesiąc wcześniej byłem razem z innymi marketerami, takimi jak Jacek Dudzic, Tomasz Damian, Przemek Szczęch, Anna Maria Dębniak, a także właścicielami biznesu 7 minutowy trening na Wyspach Kanaryjskich. Dostałem tam niesamowitego kopa do działania, co zaowocowało zdobyciem pierwszego miejsca na świecie w konkursie na najlepszego resellera/partnera w 7 minutowy treningu. Wprowadziłem osobiście do biznesu ponad 100 osób. To były najbardziej efektywne miesiące w mojej działalności Internetowej/sieciowej.
Wiele mówi Pan o potrzebie budowania skutecznych list mailingowych. Czy uważa Pan, że to klucz do sukcesu w MLM w dzisiejszych czasach?
Lista = Pieniądze. Co mówi sponsor, kiedy wprowadza kogoś do biznesu? „Zrób listę”. To jest klucz. Dzisiaj, w dobie Internetu, który znosi wszelkie granice państwowe, językowe i kulturowe, można budować biznes z nieograniczoną ilością osób. Tam, gdzie jest dostęp do Internetu, tam może być Twój biznes, trzeba tylko wiedzieć, jak go robić właściwie, ale myślę, że to jest temat na inną rozmowę.
Jest Pan aktywnym uczestnikiem kursu MLMBA. Co przekonało Pana do udziału w szkoleniu?
Czułem się zobligowany do uczestnictwa. Pan Daniel Kubach był w Toruniu, niestety nie udało mi się przybyć na spotkanie, ale zostawił dla mnie prezent: swoją książkę „Planowanie Celów” z dedykacją. Zdzwoniliśmy się i nie mogło mnie nie być. Tym bardziej, kiedy mam do czynienia z człowiekiem, który „zjadł zęby” na systemie MLM.
Czy wyniósł Pan z kursu coś, co pomaga Panu w codziennej pracy?
Z każdego kursu wynosi się bardzo wartościowe informacje, wnioski i spostrzeżenia. Kurs MLMBA utwierdził i nadal utwierdza mnie w przekonaniu, że jestem we właściwym czasie i we właściwym miejscu.
Panie Marcinie, dziękuję serdecznie za rozmowę i życzę dalszych sukcesów!