Święta, święta i po świętach, już we wtorek tak będziemy mówić. Ale do wtorku jeszcze prawie trzy dni, w które koniecznie musimy odpocząć, bo przecież większość z nas ma w tym czasie wolne. Co zrobić, by tym wypoczywaniem się nie zmęczyć? Oto kilka praktycznych porad.
Znacie to? To poczytajcie. Kochana ciocia z wujkiem, kuzyn dawno niewidziany i jego żona. O! – mają już trzecie dziecko, a cała trójka przyjechała razem z nimi. Fantastycznie! Przecież „grunt, to rodzinka”. Jeszcze mamusia przyjedzie, kochana teściowa! Zaraz, zaraz! To ile nas będzie na święta? Prawie 20 osób? Nieee, to chyba jakiś żart! Cooo? Jeszcze stryj się zapowiedział na obiad? Hm…, no to wypoczniemy, że ho ho!
Powyższa sytuacja wcale nie jest hipotetyczna. Takie rzeczy naprawdę się zdarzają. Przyznacie sami. Jak postępować w takich ekstremalnych przypadkach? Najlepiej byłoby uciec z domu gdzieś daleko, ale nie bardzo możemy, bo to nasz dom i to my jesteśmy gospodarzami tych świąt. A zatem nie pozostaje nam nic innego, jak stawić czoła wyzwaniu i jednocześnie wziąć byka za rogi, czyli przejąć inicjatywę. Nie możemy dopuścić do sytuacji, kiedy „towarzystwo” wejdzie nam na głowę. Podanie w miarę sztywnych zasad, a następnie dopilnowanie, by było one przestrzegane, bardzo pomaga.
Po pierwsze pory posiłków – dobrze, jeśli dla wszystkich gości są takie same. Unikamy wtedy opcji „święta przy garach”, która zmusza nas do wielokrotnego organizowania śniadań, obiadów, kolacji, bo na przykład ciocia z wujem, to jedzą śniadanie o szóstej i w południe są już głodni, a za to kuzyn wreszcie ma okazję się wyspać i na śniadanie przychodzi o 10-tej. Jeśli się solidnie naje, to do południa raczej nie zgłodnieje. Do tego dochodzą jeszcze małe dzieci, dla których takie pojęcia, jak „pora obiadowa”, to jakiś niepojęty kosmos i abstrakcja. Jeśli uda nam się utrzymać reżim śniadaniowo-obiadowo-kolacyjny, to super!
A jeśli nie, to zawsze możemy postawić na nowoczesność i zaoferować rodzince szwedzki stół, jeśli chcemy zaszpanować i nieco się narobić, albo po prostu nieco bardziej zwyczajny, ale za to sprawdzony zimny bufet. Możemy też oczywiście zaprosić rodzinkę do restauracji, to już jednak zależy od tego ile chcemy wydać na święta i czy rzeczywiście chcemy wydać aż tak dużo. W ostateczności pozostaje nam jeszcze zamówienie pizzy, gyrosa czy jakiegoś innego jedzenia na telefon – od dzieci dostaniemy za to mega plusa – ale pamiętajmy, że takie wynalazki z tradycyjną, polską święconką mają niewiele wspólnego i dlatego propozycja ich konsumpcji w tym szczególnym okresie może napotkać na totalny brak zrozumienia ze strony nieco starszej części naszej świątecznie zespolonej, wieloosobowej familii. Na spokój wtedy raczej nie powinniśmy liczyć.
A zatem dobry i realizowany plan: śniadanie o 9:00, obiad o 15:00 i kolacja o 19:00 wydaje się optymalnym rozwiązaniem. To program obowiązkowy. Reszta, to zajęcia w podgrupach, w które niekoniecznie musimy się bardzo angażować.
Może tak się zdarzyć, że gości żadnych nie ma, domowników jest tyle samo, co zawsze, a jednak lodówka jakoś dziwnie trzeszczy i nie chce się domknąć, bo – nie wiedzieć czemu – znalazło się w niej za dużo jedzenia. Skąd to jedzenie się tam wzięło? No, pewnie ze sklepu. A kto je w tym sklepie kupił? No, pewnie my. A po co? A licho wie! Tak, tak! Przedświąteczny amok zakupowy i nam mógł się udzielić. Mogliśmy, tak jakoś po prostu, kupić za dużo wszystkiego. No bo przecież idą święta i w ogóle – niczego nie może zabraknąć! A teraz, kiedy już tak sobie siedzimy lub nawet leżymy i odpoczywamy. I tak sobie nic nie robimy. I o niebieskich migdałach myślimy, albo tak sobie w telewizor patrzymy lub książkę czy inna gazetę czytamy i tak w zasadzie – chociaż głodni nie jesteśmy, bo niedawno był obiad – to może jednak byśmy coś tam sobie zjedli. Poskubali, tak trochę. Niewiele. Na smaczek… litr lodów!!!
Jak to litr?! Przecież tak po łyżeczce było, odrobinę, do filmu. A film? „Przeminęło z Wiatrem” – no fakt, długi – prawie cztery godziny. I tak łyżeczka, po łyżeczce. Na smaczek. Do filmu. LITR LODÓW zjedzony! Jakieś od 1500 do 2000 kalorii – tyle, co obiad, który przecież był niedawno. No ale przecież film długi było, co właśnie zostało potwierdzone, a zatem warto by coś… przekąsić. I tak oto wykonujemy kolejny już spacer do lodówki, z której jedzenie aż się wysypuje. Nam się wydaje, że odpoczywamy, bo przecież leżymy, czytamy, oglądamy i ogólnie rzecz biorąc nie robimy nic trudnego, ciężkiego i wyczerpującego. My nie, ale nasz żołądek, wątroba, dwunastnica i tak dalej, i tym podobne – jak najbardziej. Ciężko pracują, ze zdwojoną siłą i z większym, niż zwykle trudem. A kiedy do tego wszystkiego dolejemy jeszcze kilka lampek wina, to nasze kiszki mają już zapewniony pełny etat, a nawet dwa na święta.
Jak z tym walczyć, kiedy apetyt nam się świątecznie zaostrza i nie sposób z nim skutecznie walczyć? No cóż, skoro nie możesz z czymś wygrać, to zawrzyj sojusz lub… idź do parku na spacer. W parku nie ma lodówki, więc pokusy nie będzie. A na spacerze zawsze można zgubić kilka kalorii. Nie doradzam tu w żadnym razie ostrego treningu po równie ostrym świątecznym maratonie kulinarnym. Radzę za to przemyślaną i sprawiającą przyjemność umiarkowana aktywność fizyczną od rana do wieczora. Zaczynamy od relaksującej porannej gimnastyki, później – po śniadanku – spacer z psem lub znajomymi, a w ostateczności także samotna wędrówka nad rzekę, do lasu, parku czy nad staw. Powinno zadziałać.
To czy w święta wypoczniemy, czy też nie w największej mierze zależy od naszego do tych świąt nastawienia. Jeśli wiemy, że będziemy mieli gości i myślimy o tym tak: „znów mam ich na karku”, to już góry wiadomo, że będziemy się męczyć. Będziemy, bo sami tak się nastawiliśmy i niejako zaprogramowaliśmy. Ktoś zaraz powie: „przecież co roku jest tak samo”. A ja odpowiem: a co robisz, by było inaczej? Na koniec tego mojego „wymądrzania się” na temat wypoczywania podczas świąt chcę napisać jeszcze jedno. Jeśli założymy sobie, że w święta chcemy wypocząć i choćby tylko zgrubnie wypoczynek ten zaplanujemy, to już we wtorek udamy się do swoich obowiązków wypoczęci i pełni sił do pracy.
W imieniu całego naszego zespołu życzę Wam wesołych, radosnych i pełnych wypoczynku Świąt Wielkiej Nocy!
Marek Łuszczki