Okres, kiedy wszyscy w Polsce mieli „przymus pracy” DAWNO przeszedł do lamusa. Był to czas, gdy w dowodach osobistych każdy OBYWATEL musiał mieć wbitą pieczątkę, iż posiada zatrudnienie. Organ zwany MILICJĄ – dziś Policja – miał prawo wglądu do nich, by wyłapywać niepracujące tzw. „niebieskie ptaki”. Obowiązek zatrudnienia był zatem powszechny i koniec. Takie czasy.
Była praca, były pieniądze lecz były i braki. W latach 80. ubiegłego stulecia brakowało wprost wszystkiego. Najlepiej sprzedającym się towarem był alkohol. Jego sprzedaż ruszała od godziny 13, o 12:30 były już kolejki przed sklepem. Najlepiej rotującym produktem w tym okresie była chyba musztarda. Słyszę teraz piętrzące się pytania – dlaczego akurat musztarda? Kiedy brakowało szklanek, to dział marketingu firmy opracował pewną metodę, by zapewnić zbyt. To nie zawartość była istotna lecz opakowanie…. słynna szklanka „musztardówka”. Po jej zakupie zawartość szklanki szybko się zmieniała z musztardy na . . . alkoholową. Tak właśnie było kiedyś.
Osoby działające w sektorze prywatnym nie miały lekko, a nawet letko, i to dosłownie. O taksówkarzach mówiono „złotówy” – przynajmniej na pomorzu zachodnim. Na ogrodników – „badylarze”. Nie były to miłe określenia, wręcz ośmieszające te zawody, ludzie i państwo traktowali ich, jak coś gorszego. Pamiętam czasy strajków, zamieszek i stanu wojennego. Dziś to historia. Zmieniło się wiele, wręcz wszystko lecz czy zmieniliśmy się my?
Mieszkając w Szczecinie, mieście portowym, pośrednio mieliśmy do czynienia z ZACHODEM. Bliskość Berlina czy marynarze byli okienkiem na dziki zachód. I oczywiście przywożone zachodnie towary. Jak były one poszukiwane przez nas wszystkich. Od ubrań, poprzez sprzęt domowy i zachodnie smakołyki. Pomarańcze, banany, czekolady, gumy do żucia…, to było coś, co każdy chciał mieć każdego dnia u siebie w domu. Jak było? Wiadomo.
Chcieliśmy wszyscy innego, lepszego życia. Takiego zachodniego w którym byłyby pełne półki. Jak te widziane przez nas w sklepach BALTONA czy PEWEX. Pamiętacie to? Te lata osiemdziesiąte?
Dziś jest inaczej. Towary dostępne są wszędzie, wręcz wylewają się z półek sklepowych. Zmieniły się tylko proporcje. Ogniwem, w którym dziś są braki jest gotówka. Posiadamy zachodnie mieszkania, zachodnie samochody, zachodni styl życia. A ten styl, to nic innego, jak konsumpcjonizm i oczywiście gotówka, dzięki której to wszystko nabywamy. Obecnie, w wyniku kryzysu gospodarczego na rynkach światowych, uświadamiamy sobie, iż nie mamy własnego bezpieczeństwa finansowego. Mamy coraz większe potrzeby. Jako społeczeństwo jesteśmy zadłużeni i musimy zacząć więcej zarabiać, by regulować swoje zobowiązania – różnice kursowe kredytowe, wzrost cen paliw, energii. Podejmujemy zatem kolejną pracę, kolejne pół etatu. Często nie wiemy, jak pokierować swoim życiem, by to uzyskać, z kim rozmawiać, pracować. Szukamy zatem naszych życiowych okazji. Działamy niczym w gęstej mgle, po omacku. Słyszymy i czytamy o szybkich zarobkach chociażby w MLM-ie, o wolności finansowej. Jak do tego dojść, jak to uczynić, bym i ja mógł, mogłabym?
Tutaj przypomina mi się historia dwóch bardzo dobrze znanych mi osób. Jacka Wysockiego oraz Marcina Kalitowskiego. Jeden i drugi jest sportowcem. Pierwszy mistrzem aikido, drugi mistrzem tańca. Jacek, jako jeden z niewielu fachowców z Europy, lata do Japonii, by móc swoją wiedzę przekazać właśnie tam. Niesamowite, prawda? Godziny spędzone na macie spowodowały, że jest w czołówce najlepszych w Europie. Czy było łatwo? Dziś każdy chce pamiętać tylko te najlepsze jego działania, nie chce widzieć porażek z każdego dnia treningu. Tych potknięć, których było zapewne mnóstwo w trakcie i jego kariery. Czy zatem było łatwo zdobyć 7 dan? To przecież nie lada wyczyn. Jego szkoła nieprzerwanie działa na rynku od 35 lat. Jest jednym z najbardziej cenionych fachowców w branży dalekowschodnich sztuk walki, wychowawcą wielu mistrzów oraz znakomitym propagatorem aikido w kraju i za granicą. Prowadzi staże m.in. we Włoszech, Danii, Belgii, Niemczech, Czechach, Białorusi, a ostatnio, jako jeden z nielicznych Europejczyków, jak wcześniej wspomniałem, także w Japonii. By być w tym miejscu, gdzie jest zawodowo, dużą część czasu spędził przed telewizorem na nic nierobieniu, a sukces przyszedł sam i zapukał do jego drzwi, prosząc go o przyjęcie?
Podobnie rzecz się ma zapewne i z Marcinem. „Swoją przygodę z tańcem rozpocząłem 16 lat temu. Będąc uczniem szkoły podstawowej zostałem skierowany na kurs tańca towarzyskiego, który odbywał się w szkole. Trafiłem na zajęcia taneczne za namową nauczycielki fizyki. Wtedy jeszcze nie myślałem o tym, że tak potoczy się mój los, gdyż miała to być tylko chwila związana z tańcem i dodatkowymi zajęciami pozalekcyjnymi. Nie zdawałem sobie sprawy że jest to aż tak uzależniające i może sprawiać tyle satysfakcji. Dziś jestem posiadaczem międzynarodowej klasy mistrzowskiej „S” w tańcach standardowych i latynoamerykańskich. Przetańczyłem ponad 200 turniejów w różnych zakątkach świata” – mówi sam o sobie. Często czytamy i mówimy o ludziach sukcesu przez pryzmat posiadanych dóbr materialnych. Ci dwaj panowie mają niesamowity SUKCES w swojej dyscyplinie i należą do najlepszych w swojej dziedzinie. Lepszych od nich w tej chwili nie ma. Dostali szansę, z której skorzystali. Na swój sukces i swoją pozycję zapracowali. Na początku ktoś podał im dłoń, poprowadził za rękę. Lecz największą pracę wykonali oni sami. Była to praca ze sobą i nad sobą.
Jak to się ma do biznesu?
Często mówimy o WIELKICH sukcesach finansowych. W biznesie, w Multi Level Marketingu czy w sporcie. Lecz chcemy widzieć tych ludzi, którzy coś zdobyli, do czegoś doszli, poprzez pryzmat zachowań sportowych. Dlaczego akurat sportowych? To taka dygresja. Interesuje nas początek i koniec, czyli START i META. Nie interesuje nas, co dzieje się po drodze. Oglądamy start i metę – reszta dla nas nie istnieje! Podobnie właśnie jest z SUKCESEM. Chcemy widzieć tylko i wyłącznie efekt wytężonej pracy. Dom, samochód, jacht, bajeczne wycieczki. Tutaj akurat nie interesuje nas START, nas interesuje w tym przypadku końcowa część sportu, SAMA META. Ta biznesowa oczywiście. Zaczynając naszą pracę w sektorze własnej działalności gospodarczej, efekty końcowe chcielibyśmy widzieć NATYCHMIAST. Najlepiej te upragnione, bo wymierne w postaci pięcio lub sześciocyfrowego wynagrodzenia. Tyle, że jest jedno ale – chcemy to uzyskać bez zbędnego wysiłku. Najlepiej bez żadnego. Przy telewizorze, meczu ( tym w TV ), przy piwie, grillu, a może u kosmetyczki na fotelu.
Biznes tutaj obowiązują pewne prawa, niczym w sporcie. Liczy się to, że musimy umiejętnie zacząć. Nie ważny nasz wiek i doświadczenie. Tutaj jesteśmy niczym uczeń w klasie pierwszej w szkole, bądź początkujący w sporcie. Zaczynamy od a b e c a d ł a, od poznania literek. Tych biznesowych także. Po opanowaniu podstaw możemy uzyskać możliwość przejścia do klasy drugiej, trzeciej, czwartej ….Nie da się od razu rozpocząć robić wielkich pieniędzy, wielkich rzeczy w wielkich grupach chociażby w MLM-ie bez opanowania podstaw z klas początkowych. Często o tym zapominamy i jesteśmy po prostu niecierpliwi. Chcemy JUŻ, NATYCHMIAST. Jak jesteśmy dorośli to zapewne w danym temacie wszystko wiemy. Ukończyliśmy przecież szkoły łącznie ze studiami. Jak w takim to przypadku można powiedzieć komuś, że „JA czegoś nie wiem”? Jak się do tego przyznać? No jak?
Mistrzowie sportu zawsze uczą podstaw, pierwszych kroków i zachowań. To musimy najpierw opanować, nauczyć, zrozumieć oraz zacząć stosować. „Zanim nauczysz się siedzieć, naucz się leżeć. Zanim nauczysz się chodzić, naucz się siedzieć. Zanim nauczysz się biegać naucz się chodzić. Nie da rady przejść od leżenia do biegania”. Bardzo mądre chińskie powiedzenie.
Nie zawsze mamy Wielkich Mistrzów przy sobie. Przykładem niech będzie sylwetka Jacka Wysockiego. Rozpoczynał sam, korzystał z wiedzy książek, a do wielu wniosków w tym sporcie zmuszony był dochodzić sam. Gdy uczeń był gotów znalazł się i mistrz, który go dopiero odpowiednio poprowadził.
Słynny i znany strateg powiedział, że do wojny potrzebne są trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i pieniądze. Był nim Napoleon Bonaparte. My wojny nie prowadzimy. Narzędziami naszych działań są: nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Pieniądze niech służą nam w zupełnie innym celu niż wojna. Jest przecież tyle przyjemności płynących z ich spożytkowania. Takich właśnie postaw i nauczycieli Państwu, jak i sobie, serdecznie życzę.
Oczywiście powrócę na koniec jeszcze do pytania tytułowego. Jak Państwo sądzicie: dlaczego ludzie chcą działać i coś w swoim życiu zrobić, coś osiągnąć? No dlaczego? Ty także? Każdy z nas swoją odpowiedź znajdzie troszkę inną. Bo własną.
Piotr Jabłoński